I stał się cud - czyli opowiadanie, które napisałam dawno temu.
Kubeł zimniej wody, który otrzymałam chwilę później, rozwiał moje wszelkie myśli.
- Witaj kochanie, jak dobrze, że już wróciłaś - nagle z pokoju wyszła Róża, przywitała mnie i stanęła obok obejmując Adama.
Stałam w tym korytarzu jak idiotka, kompletnie nie wiedząc, co mam o tym wszystkim myśleć. Wszystko wyjaśniło się podczas kolacji. Dowiedziałam się, że przyczyną rozstania mamy z Adamem był ojciec. Jakimś cudem namówił moją matkę, aby do niego wróciła, a ona się zgodziła. Jednak z obawy przed moją reakcją postanowili poczekać z powrotem ojca do domu. Mój wyjazd idealnie wpisał się w ich plan; postanowili, iż w tym właśnie czasie, ojciec się wprowadzi; a kiedy wrócę poinformują mnie o swojej decyzji. I tak też zrobili.
Przez pierwsze tygodnie wszystko układało się dobrze; panowała miła, spokojna atmosfera, nie kłócili się. Po pewnym czasie sytuacja uległa jednak zmianie. Ojcu zdarzało się uderzyć mamę – niby niechcący. Zresztą, od razu ją przepraszał, tłumaczył, że jest w trakcie leczenia. Ona będąc wyrozumiałą – wybaczała mu.
Któregoś dnia do mieszkania zapukał Adam. Chciał odebrać resztę swoich rzeczy, które zostały w mieszkaniu Róży. Otworzył mu ojciec, i jak można się było spodziewać, nie był zbyt miły.
- Czego pan tu szukasz? – zapytał ze złością.
- Nie pana interes. Jest Róża? – Adam próbował być obojętny na opryskliwość ojca.
- Bo co?!
- Jest Róża?! – tym razem zapytał podniesionym tonem.
- Śpi w pokoju. Nie możesz jej teraz przeszkadzać.
- Są tu moje rzeczy, chcę je zabrać. Proszę ją obudzić.
-Wypad stąd dziadu! – ojciec stał się bardzo nieprzyjemny i próbował wypchnąć gościa za drzwi. W tym momencie Adam – człowiek zazwyczaj spokojny i opanowany – popchnął ojca i wszedł do środka.
- Róża! – zawołał.
Kiedy wszedł do pokoju zobaczył matkę z podbitym okiem i siniakami na ręce. Podszedł do niej, delikatnie dotknął jej twarzy, spojrzał na jej ręce, a następnie z bólem serca w jej oczy.
- Nic takiego się nie stało – starała się nie płakać.
- Nic się nie martw – odrzekł. – Wszystkim się zajmę. Możesz być pewna, że to już się nigdy nie powtórzy.
Chwilę później Adam z wściekłością w oczach doleciał do ojca, szarpnął go za „frak” i wywalił na „zbity pysk”. Następnie wziął telefon i zadzwonił na policję; ojciec z krzykiem dobijał się do drzwi, kiedy przyjechali; matka złożyła zeznania i pojechała na obdukcję, a ojca zgarnęli do aresztu.
Gdy tak słuchałam, jak Róża opowiadała o tym, co się wydarzyło… wszystko wróciło; cała moja miłość do niego, do „mojego” Adama; za to właśnie go kochałam; za jego opiekuńczość i odwagę, za to, że wiedziałam, iż przy nim mogę – mogłabym – czuć się bezpieczna, szanowana i kochana.
- Dziękuję ci za wszystko, co zrobiłeś dla mamy – powiedziałam. A patrząc w jego cudowne, błękitne oczy poczułam uścisk w sercu i żal, że, mimo iż znów jest w moim życiu…nie jest mój.
I wszystko zaczęło się od nowa. Mama znów spotykała się z Adamem, a ja? Cóż, nie było mi z tym łatwo.
Pewnego wieczoru, a był to piątek, Róża wybrała się do fryzjera. Chciała sprezentować sobie nową fryzurę - tak symbolicznie na nowy początek – zapomnieć na dobre o ojcu i zacząć wszystko od nowa. Zostałam sama w domu, z Adamem. Starałam się ograniczyć kontakt z nim, oczywiście w miarę możliwości. Nie chodziliśmy już razem do kina, teatru; rzadko przesiadywałam z nim w pokoju. Udało mi się przekonać mamę, że mam teraz więcej obowiązków w pracy, nowe projekty, itd.; o dziwo uwierzyła. Adam wiedział, że to nie prawda, znał prawdziwy powód mojej izolacji; w końcu ustaliliśmy to jeszcze przed moim wyjazdem. Było mi z tym ciężko, toczyłam ze sobą walkę. Nadal go kochałam i tak naprawdę nie chciałam przestać. Wiedziałam, że on też ma chwile, kiedy to uczucie do niego wraca. Pozostały mi, więc dwa rozwiązania albo się wyprowadzić, albo liczyć na cud.