Historie niesamowicie zwyczajne cz. 1
go nasycenia swoich ambicji poprzez godne noszenie plakietki 'dobrze czytam'. Takie to właśnie wspomnienia i refleksje dotykały mnie w czasie tych 'sesji okiennych z walkmanem', a było tych wspomnień dużo, bo jak się okazywało, własna pamięć była najlepszym pamiętnikiem. Kolejna taka sesja właśnie dobiegała zasłużonego końca, dzień zaczął wykazywać tendencję do przegonienia mnie z okna, gdyż pogoda stawała się coraz mniej sympatyczna- wiatr zaczął się wzmagać i chłód przebiegł mi po plecach. Przypatrywałem się właśnie dwóm właścicielom jamników, którzy przystanęli na ścieżce i prowadzili jakieś dysputy w czasie gdy ich pupile ganiały za sobą po świeżej kwietniowej trawie. Nie mam pojęcia o czym rozmawiali, może o swoich psach, może o pogodzie a może o tym jaki film będą oglądać dziś w telewizji- i tak zaraz mieli zamiar przywołać swoje pieski i podążyć pewnym krokiem w kierunku swoich klatek schodowych. Tak, piesek to był dobry pretekst a raczej obowiązek, aby zabrać swoją powłokę cielesną z domu, można było odetchnąć świeżym powietrzem (choć w zimę nie musiałoby to już być przyjemnością) a jak ktoś był prześladowany w domu za nałóg tytoniowy, mógł zawsze wziąć psa na spacer i spokojnie wypalić po drodze nawet pół paczki. Ja sam niestety psa nie posiadałem i papierosów nigdy nie paliłem, więc nie było żadnej siły, która mogłaby mnie, konserwatywnego domatora wygnać z domu wieczorem. Były rzecz jasna w naszym domu rozliczne próby zaadaptowania psa, które jednak kończyły się dość szybkim i przewidywalnym niepowodzeniem. Temat posiadania psów nikogo w domu specjalnie nie poruszał, a jedynym spiritus movens całego zamieszania była moja siostra, która nie wiadomo czemu pałała wielką namiętnością do tych zwierząt. Pierwszym pieskiem w naszym domu, był rasowy Joker- pies furiat- zupełnie niepoukładany, jego temperament przerastał dalece mój temperament a nawet, co gorsza mojej siostry, która legitymuje się dużo większym temperamentem ode mnie. Jego dokonania i wyczyny giną już w pomroce mojej pamięci, gdyż jego pobyt w naszym domu miał charakter wybitnie incydentalny. Po doświadczeniach z nadzwyczaj żywym Jokerem (chyba miał coś wspólnego z tym Jokerem z Batmana) nastąpił długi okres czasu, gdy wszelkie prośby o psa mojej siostry były zbywane przez rodziców milczeniem, a miast niego nieprzeparta szalona żądza mojej siostry była tymczasowo zaspokajana wszelkiego rodzaju substytutami psa- i tak pierwszym była duża poduszka z wyszytym na niej psem, a później ówczesny krzyk mody 'pies elektroniczny', który zawędrował do nas z Japonii, czyli Tamagochi. Taka postać psa była jak najbardziej do zaakceptowania, wszystko, co się z nim działo, miało miejsce tylko i wyłącznie na ekranie tej zabawki, choć i to potrafiło być nieznośne dając np. w środku nocy sygnały dźwiękowe, że chce być nakarmione. Na marginesie trzeba dodać, że moja mama nie tyle nie jest zwolenniczką psów, co jest zwolenniczką porządku w domu a jak jest z psem- wiadomo, a szczególnie z młodym psem, które nie wie jeszcze, że jednym z jego obowiązków jest nie śmiecić za bardzo i co najważniejsze nie sikać na dywan. Moja siostra potrafi być jednak uparta i w końcu doprowadziła do naszego kolejnego 'domowego eksperymentu z psem'- nowym psem była suczka o imieniu Molly (osobiście wybrałem to imię) i zaprawdę nie wiem, czym zasłużyliśmy sobie na taki pech, ale również Molly bywała nieznośna. Nie wiadomo czemu, piesek ten potrafił przebywać na podwórzu bardzo długi okres czasu, aby po wejściu do domu pierwszą czynnością było wysiusanie się w mieszkaniu, a co gorsza raz ośmieliła się drapać po drzwiach do mojego pokoju, tylko po to aby w kącie mojego gabinetu zaznaczyć swą obecność. Wszelkie próby tłumaczenia i wywierania na nią wpływu nie przynosiły zamierzonych i oczekiwanych rezultatów i niestety, po raz kolejny nie byliśmy w stanie podołać psu, siostra stawała się bladsza i niewyspana, więc w końcu podjęto na najwyższym szczeblu decyzję o zwrocie pieska, za oficjalny powód podaj