Grzech
Nigdy nie znałem mojej matki, zmarła gdy miałem dwa lata. Przez całe dzieciństwo wychowywałem się z ojcem - najbardziej plugawą wszą, jaka chodziła po tej ziemi. Zrujnował mi wszystko - psychikę, dzieciństwo, życie. Odkąd pamiętam był starym, grubym pijakiem. Gdy byłem mały, czasami chodziłem przez miesiąc w jednym ubraniu i mogłem przez cały dzień nic nie jeść. Ale nigdy nie mogłem płakać - inaczej byłem bity pasem lub zamykany w piwnicy. Dopiero gdy miałem dwanaście lat, dowiedział się o mnie brat ojca. Zamieszkałem w Tokio wraz z nim i jego żoną. Moje życie zmieniło się, ale blizna na psychice została. Postanowiłem sobie, że oczyszczę świat z takich śmieci jak on. No i… słowo ciałem się stało.
Momo słuchała mojej opowieści ze łzami w oczach.
-Biedaku - przytuliła mnie. - Nie będziesz już nigdy cierpieć, obiecuję ci to.
-A najdziwniejsze jest to - ciągnąłem. - że czuję, jakby on był teraz ciągle przy mnie. Jego duch mnie nawiedza, przychodzi co noc.
-Tym bardziej powinieneś pozbyć się ciała. Poćwiartuję je, a w nocy pojedziemy to spalić.
-Masz ułatwione zadanie, głowa jest już odcięta. Siekiera leży koło chłodziarki. Ale nie chcę, żebyś robiła to za mnie.
Pocałowała mnie w policzek.
-Połóż się, bo jesteś blady - powiedziała i zamknęła się w pokoju.
Było mi słabo, pociemniało mi przed oczami, miałem wrażenie, że się zaraz porzygam. Myślałem o tym, co Momo robi w pokoju obok i było mi jeszcze gorzej. Coraz bardziej żałowałem tego, co zrobiłem. Miałem już wątpliwości, czy zrobiłem to dla celów wyższych, czy po prostu mnie popierdoliło.
-Koichi - san, przynieś mi worek na śmieci!
Wziąłem worek i wszedłem do pokoju. Razem pakowaliśmy kawałki ciała mojego ojca i położyliśmy w kącie pokoju. Znowu kazała mi się położyć, a ona zajęła się czyszczeniem siekiery i chłodziarki z krwi. Gdy skończyła, położyła się koło mnie.
-Jestem nienormalny - powiedziałem.
-Nie jesteś. W porównaniu ze mną, nikt nie jest.
Wtuliła się we mnie, a ja znowu zacząłem odczuwać spokój.
-Będzie dobrze Koichi, będzie dobrze - powiedziała. - Musi tylko upłynąć trochę czasu.
-Tak, będzie dobrze.
O drugiej w nocy wzięliśmy worek i zeszliśmy do samochodu. Kierowała Momo. Powiedziała, że zna miejsce, gdzie możemy zrobić ognisko. To niewinnie kojarzące się słowo brzmiało niepokojące w kontekście do całej sytuacji, przez co momentalnie zrobiło mi się znowu gorzej.
Dojechaliśmy nad rzekę, nieopodal jakiegoś pola namiotowego.
-Jesteś pewna, że to dobre miejsce? -zapytałem.
-Tak, to mało popularne miejsce. Jeśli już ktoś tu przyjeżdża to studenci, którzy o tej godzinie są już całkowicie pijani.
Zaczęliśmy rozpalać ognisko, co chwila dorzucając nowe gałęzie. W końcu wrzuciliśmy ręce. Co jakiś czas dorzucaliśmy inne części ciała, aż została ostatnia - głowa. Wtedy znowu zobaczyłem ciemność.
-Która godzina? - zapytałem, gdy się obudziłem.
-Jedenasta. Zemdlałeś na plaży. Spaliłam resztę ciała, zgasiłam ognisko, wrzuciłam prochy do jeziora, zapakowałam cię do samochodu i przyjechaliśmy tutaj. Stwierdziłam, że pozostawienie cię w domu, gdzie jeszcze niedawno leżały zwłoki, nie będzie zbyt dobrym pomysłem, dlatego przywiozłam cię do mnie.
Czasami miałem wyrzuty sumienia, że wplątałem ją w to wszystko, ale z drugiej strony czułem egoistyczną przyjemność z tego, że jest przy mnie.
Jej mieszkanie było mniejsze od mojego i oryginalnie urządzone. Pasteloworóżowe ściany kontrastowały z przywieszonymi na nich plakatami amerykańskich i japońskich zespołów rockowych. Nic w tym domu do siebie nie pasowało, ale z drugiej strony tworzyło całość, która na pierwszy rzut oka kojarzy się właśnie z nią.