Grzech
-Uwielbiam cię, wiesz? - powiedziałem.
-Wiem - powiedziała, kładąc głowę na moich kolanach i wracając do książki, którą trzymała w ręku.
Minął miesiąc od tamtego wydarzenia. Każdy dzień z Momo był idealny. Nie potrzebowaliśmy niczego i nikogo innego do szczęścia. Ale w nocy wracał ten sam strach, co wtedy zanim ją poznałem. Cały czas słyszałem głosy, kroki, widziałem cienie, budziły mnie koszmary, z których uspokajała mnie Momo, jednak nawet jej delikatne dłonie i zapach włosów nie były w stanie całkowicie odpędzić cierpienia.
-To minie. Będzie lepiej Koichi - san - powtarzała każdej nocy, a ja starałem się w to uwierzyć.
W końcu świat zauważył zniknięcie mojego ojca. Do mieszkania zapukała policja, a ja powiedziałem im dokładnie to, co ustaliliśmy razem z Momo.
-To straszne… - usiadłem i zrobiłem dłuższą przerwę w mówieniu. - Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od trzynastu lat, więc nie mam pojęcia, gdzie mógłby być. Miał problemy z alkoholem, więc może… Jezu… - miałem łzy w oczach i sam już nie wiedziałem, czy to dalej gra aktorska, czy strach.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Poprosiłem ich o to, aby informowali mnie na bieżąco.
-Nie chcemy pana martwić, ale… podejrzewamy samobójstwo - powiedział jeden. - Pański ojciec miał pełno długów, groziła mu eksmisja.
-Boże! Gdybym wiedział… Może mógłbym mu pomóc… - schowałem twarz w dłoniach.
-To nie jest pewne, nie znaleźliśmy ciała. Poza tym sam jest pan w ciężkiej sytuacji - studiuje pan, nie zarabia pieniędzy - nie mógłby mu pan za bardzo pomóc. To kwestia kilkuset tysięcy.
-Jesteś świetnym aktorem - powiedziała Momo, gdy wyszli.
Wieczorem czułem, że mam tego dość. Postanowiłem podjąć ostateczną decyzję. Gdy Momo zasnęła, wymknąłem się z domu i poszedłem na miejsce, w którym spaliliśmy ciało. Było to daleko, ale nie na tyle, aby nie można było tam dojść na pieszo.
Padał gromki deszcze, niebo przecinała lodowata ulewa, jednak nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Nie czułem zimna, ani mokrych włosów i ubrań przylepiających się do mojej twarzy i ciała. To wszystko dla mnie nie istniało.
W moich myślach była tylko zbrodnie, policjanci i nóż w prawej kieszeni. Istniała także Momo. Nie chciałem jej opuszczać, cholernie nie chciałem. Ale Momo też jest szalona. Zasługuje na kogoś, kto wprowadzi w jej życie odpowiednią dawkę normalności, kogoś kto wyciągnie ją z szaleństwa, a nie kogoś, kto będzie pchał ją w jego stronę jeszcze bardziej.
Dotarłem na miejsce. Stanąłem nad brzegiem i wyciągnąłem nóż.
-Koichi! - usłyszałem krzyk za sobą
-Cały czas szłaś za mną?
-Zgadnij idioto - przytuliła mnie.
-Mam już dość. Po co mam to dalej ciągnąć? I tak się dowiedzą.
-Uspokój się, uspokój. Nie dowiedzą się, na pewno nie. A jak się dowiedzą, to uciekniemy.
-On nie da mi spokoju!
-Kto?
-Mój ojciec. Znęcał się nade mną dwanaście lat, robi teraz, po swojej śmierci.
-Uspokój się. W końcu przestanie.
-Nie przestanie!
-Uspokój się! - krzyknęła, lecz po chwili jej głos znów brzmiał spokojnie. - Niektóre religie mówią, że trzeba zmyć grzech. Może to jest właśnie deszcz, który zmyje wszystkie grzechy.
Przez chwilę płakałem w jej ramionach jak małe dziecko, ale po chwili się uspokoiłem.
-Wszystko stało się dziwne, odkąd się poznaliśmy - powiedziałem.
-Tak, ale to jeszcze bardziej utrzymuje mnie przeświadczeniu, że to wszystko to przeznaczenie. Czuję się jak Małgorzata, gdy spotkała Mistrza - że kochałam cię, zanim się poznaliśmy.