Gra Cienia
nacisnął klamkę i delikatnie pchnął drzwi, uderzył go kontrast, jaki był pomiędzy starym zaniedbanym budynkiem, a mieszkaniem wyglądającym na zupełnie nowe. Białe ściany, nowe skórzane meble, wszystko urządzone skromnie i elegancko. Przy oknie stał starszy mężczyzna w garniturze. Jego twarz pokrywały cienie, przez co Wąsacz nie był w stanie jej zauważyć. - Proszę spocząć panie władzo – mężczyzna wskazał kanapę, Kowalski niepewnie usiadł na wskazanym miejscu, nie odrywając oczu od gospodarza – oczekiwałem pana. Podczas naszego wcześniejszego spotkania nie wydawał się pan być zbyt zainteresowany. Może teraz zechce pan wysłuchać, co pan przeoczył - Cień na twarzy mężczyzny poruszył się, uciekł, odsłaniając jego oblicze. Wąsaczowi oczy wyszły na wierzch, nie wierzył temu, co widzi. Na dole klatki schodowej Młody stał wpatrując się w schody na górę i nasłuchując, co się dzieje w budynku. Cisza panowała wokoło, przerażało go to. Delikatny wiatr otulał jego twarz, żarówka nad jego głową kołysała się delikatnie. Starał się być spokojny, ale bał się, chciał uciec, ale wiedział, że zakończyła by się jego kariera w policji, więc zmuszał się by nadal stać. Miał tylko nadzieję, że nic się nie stanie. Problemem nie było dla niego to miejsce, a jego wyobraźnia. W dzieciństwie oglądał za dużo horrorów i teraz każda sytuacja wydawała mu się przerażająca. Czekał, że zaraz wyjdzie zza rogu wampir, albo jakiś dziwny potwór i go zje. Spojrzał na schody w górę i zobaczył na ich skraju postać. Jakiś człowiek stał na półpiętrze i wpatrywał się w Młodego jakby nigdy nie widział policjanta. - Jestem policjantem na służbie, proszę wrócić do domu, nie ma tu nic do oglądania – pierwsze zdanie, jaki mu przyszło do głowy było oklepaną frazą z amerykańskich filmów. Zaczynał panikować, chociaż starał się zachować zimną krew do końca – mam broń i nie zawaham się jej użyć. Bardzo pana proszę o powrót do domu – Młody wolno skierował prawą rękę do kabury i wyjął pistolet. Wycelował w postać na piętrze – ostrzegam, że będę zmuszony pana aresztować, jeżeli nie wróci pan do siebie. Mroczna postać nie ruszyła się pomimo próśb, jakie kierował do niej policjant. Dopiero widok broni zmienił sytuację. Wiatr zaczął szaleć po budynku. Postać rzuciła się na policjanta. Młody bez namysłu strzelił, zdążył tylko raz nacisnąć spust. Kula przeleciała przez stwora rozsypując go na drobne cząstki, jakby piasek. Policjant nie wierzył własnym oczom. Piach z postaci przeleciał nad schodami i uderzył w funkcjonariusza. Bezwładne ciało Młodego poleciało do tyłu, plecami uderzył w drzwi zatrzaskując je. Rozejrzał się wokoło, ale nie było nikogo. Cały mundur miał zasypany piaskiem, po postaci nie było śladu. Strasznie bolały go plecy, uderzył o drzwi naprawdę mocno. Podniósł się wspierając rękę o klamkę od drzwi frontowych, niestety nie wytrzymała ciężaru ciała policjanta i złamała się. Funkcjonariusze zostali uwięzieni w budynku. Wąsacz siedział na kanapie i wpatrywał się w swojego rozmówce, nie wierzył własnym oczom. Stał przed nim ten sam zniedołężniały, gadatliwy staruszek, który przy poprzednim zgłoszeniu usilnie starał się go wspierać podpowiedziami. Jedynie wygląd starca się nie zmienił, chociaż nie było śladu po jego ułomności, nawet głos brzmiał inaczej, pewniej. - Spotkaliśmy się dziś, widzę, że pan pamięta – starzec uśmiechnął się delikatnie siadając na fotelu na wprost policjanta – gdyby wszedł pan do tamtego mieszkanie nie siedzielibyśmy tu w tej chwili i pana partner nie miałby kłopotów. - Jakich kłopotów?! – Wąsacz zeskoczył z kanapy gotowy do biegu. - Spokojnie, już mu pan i tak nie pomoże. Za późno! – oczy starca poczerniały, twarz wykrzywiła się w nienaturalny sposób formując uśmiech od ucha do ucha, z ust wydobywał się śmiech, brzmiał jak z jakiejś automatycznej zabawki. Funkcjonariusz wybiegł z mieszkania i szybko ruszył na dół po schodach. Młody stał przed drzwiami frontowymi trzymając u