Goniąc czas (Malarz 14)

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

i tu mdlałeś. Skąd mam wiedzieć, że nie zemdlejesz z dzieckiem na ręku? Upadki z takiej wysokości z pewnością nie są mu teraz potrzebne. - Na chwilę. Będziesz asekurować, jakby co. – chwila wahania, jeszcze półtora chwili wymiany spojrzeń , rozważań i Kryspin dostał w ramiona swojego syna. Z radością uniósł go wysoko nad głowę na co Dominika zareagowała krzykiem i zaraz potem, gdy dziecko wylądowało w jego ramionach wydzieliła mu kilka szturchańców. Potem siedzieli obok siebie. Rozmawiali o operacji Jasia. Dominika tłumaczyła na czym polegała wada, na czym zabieg, jakie są rokowania na przyszłość. Przy tej okazji Kryspin przysuwał się coraz bliżej, a ona wciąż dystans zwiększała. Nowo mianowany tatuś zafascynowany patrzył na ciałko swego synka, dotykał jego rączek i stópek, mówił do niego, tłumaczył się z tego, że go tyle czasu nie było. - To wszystko przez twoją mamę – mówił – Wcale mi nie powiedziała, że istniejesz. Zataiła to przede mną. To prawda, że wcześniej mówiłem różne rzeczy, ale, że ona pomyślała, że mógłbym się na was wypiąć, gdy już cię powołałem do życia…? Niepojęte. Zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Kogo ona pokochała? No powiedz mi. Mógłbyś pokochać kogoś kto byłby w stanie odepchnąć taki skarb? Okazuje się, że twoja mama mnie zupełnie nie zna. W dodatku nie przyjęła pierścionka. Takie babskie fochy. Wiesz. Żeby pokazać kto tu rządzi. Wiadomo, że ona rządzi, ale musi pokazać, żebym nie miał wątpliwości. Kto by zrozumiał kobiety? - Wiesz co? – Dominika spojrzała na niego spod brwi – Beznadziejny jesteś… Jak udowodnisz mi, że mogę na tobie polegać, jak mnie przekonasz, to przyjmę pierścionek. Okay?... Liczę na to, że mnie przekonasz. Nie chcę znowu robić sobie nadziei i sparzyć się. Rozumiesz? - Brzmi całkiem logicznie. – potaknął Kryspin, po czym pocałował główkę dziecka i oddał je w jej ręce – Masz. Chyba muszę trochę odpocząć. Pójdę sobie, bo jak dorwie mnie ta doktorka to mnie jeszcze stąd nie wypuści. Jutro po was wrócę. Czekaj na mnie. – pocałował jej usta i odwzajemniła pocałunek przymykając powieki. Czuła, pełna tęsknoty pieszczota. Uśmiechnął się. Pocałował jeszcze raz. Odszedł czując, że jeżeli tego nie zrobi wyłoży się za moment na posadzce i tak szybko już nie wstanie. W drodze do samochodu znów ciemniało mu w oczach, świat się bujał. Trzymał się ściany dla zachowania równowagi, odczuwał mdłości. Dotarł przed szpital, usiadł na ławeczce, zaczerpnął powietrza, rozparł się, oddychał głęboko. Nie mógł sobie pozwolić na zemdlenie. Musiał jeszcze coś załatwić. Koniecznie. Ktoś się zainteresował jego stanem. Zadawał pytania. Podziękował za troskę. Zebrał w sobie siłę, aby wstać i ruszyć dalej. Odszedł w stronę parkingu. Paul wciąż tam czekał. Widząc go z daleka jak idzie chwiejnym krokiem z przeraźliwie bladą twarzą wybiegł, aby go pochwycić i doprowadzić do samochodu. Pomógł mu usiąść w samochodzie mówiąc przy tym z gniewem. - Idiota. Skończony idiota. Myślisz, że jak się tu wykończysz to w czymś komukolwiek pomożesz? - Wiesz, że jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałem? – spytał Kryspin dłonią wyszukując swój kołnierz. Założył go i rozpierając się w fotelu głęboko zaczerpnął powietrza. - Wiem – potaknął Paul – I żebyś to sobie raz na zawsze zapamiętał. - Jedziemy na lotnisko. - Na lotnisko? Odmówiła ci? Wracasz do domu, czy co? Zrezygnujesz tak po pierwszej próbie? - Głupi jesteś. Nie rezygnuję tylko muszę coś szybko załatwić, żeby na jutro tu wrócić. Jedziemy. Kryspin zjadł w restauracji na lotnisku obiad, w samolocie przespał się ukołysany szumem silnika. Poleciał do Paryża. Jego obrazy zawędrowały tu na wystawę za jego zgodą. Nie upomniał się o zmianę tytułu najbardziej znanego z jego obrazów. Teraz właściwie mleko zostało już r

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39