Flavia w świecie Luny cz1
Przybycie królowej
Otworzyła oczy... piękne i niebieskie. Wciąż leżała na ziemi. Promises – jeden z księżyców Arvathy powoli zachodził emitując swoje tajemnicze niebieskie światło. Popatrzała niżej, gdzie zauważyła jakieś dziwne ludzkie istoty. Przerażające i ciemne. Nie widziała ich za wyraźnie – było zbyt ciemno.
– Ty jeszcze żyjesz? – Usłyszała zimny syk dochodzący od jednej z tajemniczych istot.
– Kim jesteście? – Zapytała ze łzami w oczach.
Tajemnicza istota zbliżyła się do Flavii.
– Jesteśmy arridami, ludźmi żyjącymi wśród demonów. Strzeżemy Portalu Wymiarów – klucza do nowej Arvathy. A Ty pojawiasz się nagle na naszym terenie i do tego szpiegujesz! Kto Cię tu przysłał durny Aniele?
– Nikt! – Odpowiedziała szczerze.
– Nie wiem co tu robię, nic nie pamiętam! – Tłumaczyła dalej, płacząc.
Flavia zaczęła wstawać, rozejrzała się wokół i ujrzała tylko pustkowie, kilka wzgórz oraz dziwną rzecz.
– To pewnie ten Portal – Pomyślała. Była już na kolanach, kiedy jedna z arrid stojąca z tyłu wykrzyczała:
– Nie nabierzesz nas! Ventorio!
Po czym utworzyła magiczną kulę energii w zielonym kolorze i wypowiadając zaklęcie miotła nią w stronę Flavii.
– Arghh!
Dziewczyna krzyknęła z bólu i zemdlała. Drobne ciało Anielicy nie było wstanie znieść tego ciosu. Jej lewa ręka była złamana, miała na ciele liczne zadrapania, a biała suknia, w którą była przyodziana była cała rozdarta i brudna.
– Wszystkie anioły są takie same... Dobij ją!
Istota złapała Flavię za białe włosy.
– Jak sobie życzysz. Rottisia vonolis!
Jeden ze stworów utworzył tym razem czerwoną kulę, która strasznie trzeszczała. Na ustach arrid pojawił się uśmiech.
– Giń! – Wykrzyczała arrida i miotła kulę w stronę dziewczyny.
– Pudło!? Co jest? zawsze trafiam!
– Ja! – Pojawił się inny Anioł, w czarnej zbroi i czerwonych oczach, w ostatniej chwili kula została zatrzymana przez jego czarny miecz.
Wszystkie arridy wycelowały natychmiast w przybysza.
– Rottisia vonolis! – Dało się usłyszeć mroczne głosy.
Tajemniczy przybysz wyskoczył wysoko do góry, gdzie rozwinął skrzydła. Część arrid pozabijało się nawzajem. Ciął mieczem opadając na dół. Zabił tym pierwszą arridę, po czym wylądował na ziemi i złożył skrzydła. Drugie cięcie pozbawiło życia kolejnych trzech wrogów. Ostatnia arrida zaczęła uciekać. Anioł ruszył w pogoń za nią, ale nie mógł dogonić jej na nogach. Ponownie rozwinął skrzydła – tym razem w biegu. Lecąc tuż przy ziemi dogonił złą istotę i przebił mieczem jej korpus. Powoli wyciągnął broń ze zwłok. Zrobił to z niezwykle zimnym spojrzeniem. Flavia ponownie otworzyła oczy, widziała jak ariddy leżą umarłe wokół niej. Czuła smród ich ciał. Zobaczyła też czarnoskrzydłego Anioła.