Farba.
- Proszę, oto one. – Powiedział przesuwając pudełko w stronę malarza, patrząc podekscytowanymi, ciemnymi oczyma w twarz młodzieńca. Ten wziął pudełko w obie ręce i poczuł, jak serce bije mu szybciej. Gładka, czarna powierzchnia była wyjątkowo zimna.
- Ale tutaj jest kłódka – powiedział dotykając metalowego zamka w złotym kolorze. – Gdzie klucz?
Sprzedawca uśmiechnął się, ale po chwili skupił znowu.
- Klucz jest w panu – odrzekł. – W pana duszy. Ona otworzy przed panem farbę, którą namaluje pan to, co pan czuje, pod warunkiem, że wcześniej pan otworzy duszę przed nią.
- Przepraszam, ale… - zamilkł, gdy zauważył wzrok sprzedawcy.
- Proszę to wziąć i pamiętać o tym, co powiedziałem.
Po przyjściu do domu, położonego w jednej z bardziej szarych dzielnic miasta, zrzucił płaszcz na podłogę, a razem z nim czarną skrzynkę. Całość odsunął kopnięciem pod drewniane haki położone w kącie pokoju. Uśmiechnął się do czekającej na niego kobiety, z którą spotykał się, od kiedy... Nie wiedziała nic o nim, ale wszystko o zapomnieniu. Żył w nim przez rześkie poranki, upalne popołudnia i upojne wieczory kolejnych miesięcy. Płaszcz nie był mu w tym czasie potrzebny, podobnie jak czarna skrzynka pod nim ukryta.
- Chujowe – powiedziała paląc papierosa i zaglądając przez ramię artysty na powstający pod jego ręką obraz. Dym otaczał jej szczupłą twarz, przechodził przez złote włosy i ulatywał przez otwarte okno w nieznanym kierunku.
On schylił głowę. Wiedział, że miała rację.
- Co z tą skrzyneczką? – zapytała zaciągając się – otworzysz ją kiedyś, czarodzieju? Może uwalimy kłódkę?
- Sama się uwal – rzucił jej w twarz wstając nerwowo. Pochwycił marynarkę i wyszedł z pokoju.
Próbował już wiele razy, nigdy nie udało mu się ani złamać kłódki, ani rozbić skrzynki.
Szedł przez ulice miasta. Myślał o dwóch tajemniczych przedmiotach w swoim życiu. Obu nie potrafił otworzyć. Jedną była jego kobieta, Imię, drugą – brązowa skrzynka leżąca w rogu pokoju. Pierwsza była istotą, dzięki której jego życie płynęło, a nie wiło się nędznie. Aż tyle i właściwie tylko tyle. Jego życie było sobą, potrzebowało tylko tej energii, która kazałaby mu gnać w kierunku, który on sam wybierze. A może potrzebował też czegoś więcej…