Elżbieta Walczak fragment powieści "Karmiczny dług" - finalistka konkursu Literacki Debiut Roku
– Oj, tam. Tak się tylko mówi. Niech pani wejdzie. Zapodamy drinka i jakoś się postaramy rozluźnić. A pani to chyba dziennikarka. – Przymknął ochroniarz drzwi. – Kurwa mać. – Przestraszył się tego, co powiedział. Zobaczył wzrok naczelnej. – Fuck! Momentito. Zadzwonię do seniora.
Przed drzwi wyszedł Gerante.
– Moja królowa. Zostawiła pani telefon. Miałem osobiście dostarczyć. Szkoda, że była pani pierwsza.
– Nic nie szkodzi. Bardzo jest pan miły. Muszę już uciekać. Jest późno. Jestem zmęczona. Dobranoc.
– Pojawię się niedługo w Polsce. Zgadza się pani?
– Tak, zapraszam.
– Będę tęsknił. Bardzo. – Gerante przytulił się i pocałował w szyję naczelną. – Będę dzisiaj myślami wyłącznie z tobą – powiedział jej do ucha. Poczuła jego penisa na swoich udach. – Ale nie bądź zazdrosna, bo twoją cipkę zastąpię inną. Tak już mam. Moja energia…
– Dobranoc. – Wyjęła z jego ręki swój telefon.
*
– Myślenie podświadome, wypełnij moją misję. Uzewnętrznij moje wizje – mówiła do siebie, zjeżdżając windą.
– Co to za dziewczyna? – spytała, wchodząc do pokoju.
Jacek odtworzył nagranie z szafy. Siedzieliśmy w trójkę na sofie i słyszałam tylko nasze ciężkie oddechy.
– Jest po prostu naćpana. Rano może coś powie. – Jacek zgasił telefon i położył go na stole.
– Śpimy wszyscy razem w jednym pokoju. Nigdzie się stąd nie ruszam. Rano do domu – wyszeptała Alicja.
Położyliśmy się we trójkę na wielkim łóżku. Dziewczyna leżała na sofie. Było słychać głosy na korytarzu. Ktoś zapukał do drzwi. Nie otworzyliśmy. Wyszłam na balkon i zapaliłam papierosa. Na dole było mnóstwo pijanych osób. Mój błękitnooki naczelny objął mnie.
– Chłopaki jadą do domu, tulić żony do snu. Przerażające. Chodź spać.
– Nie. Zostanę tu.
– To mam powód, żeby się nareszcie przespać z naczelną.
– Zostań. – Pocałowałam go w soczewkę. – Wiesz, że nie czytałam twojej książki. – Oparłam się o barierę balkonu.
– Wiem. Gdybyś, to zrobiła, pokochałabyś mnie szybciej. Jak moje czytelniczki.
– Ale one nie widziały twojej kretyńskiej bródki.
– Widziały, na okładce. I akceptują mnie takiego, jakim jestem.
– Szczęściarz. Dobra jest? Książka. – Odwróciłam się w jego stronę i dotknęłam jego krocza.
– Tak. Starałem się nie kłamać. – Zrobił to samo. Dotknął swojego krocza i masował moją ręką.
Nie czytałam jego książki, chociaż wiedziałam, że pierwszy nakład rozszedł się, jak świeże bułeczki. Jest mądry, delikatny. Chwilo, trwaj! Opuściłam rękę.
– Jacek… Gdybyś wiedział, że wydarzy się coś złego w twoim życiu, bałbyś się?
– Jasne. Jak każdy.
Na balkonie pojawiła się Alicja. Część artystyczna na dole hotelu trwała, pijani biznesmeni tańczyli flamenco, za chwilę miał się rozpocząć pokaz sztucznych ogni.
– Pani Kasiu. Czego się pani boi? – spytała.
– Boję się, że moje życie się zmieni. A ja nie lubię zmian – powiedziałam prawdę, każda myśl o zmianie budziła we mnie strach i niepewność.
– Kiedy pojechałam do Tybetu, myślałam, że spędzę tam dwa najpiękniejsze miesiące. To miały być wakacje mojego życia. Stało się odwrotnie. Tak myślałam wtedy. Miałam wypadek z moim synem. Uciekaliśmy przed wyznawcami sekty, do której wstąpił. Na początku tylko z ciekawości. Potem było coraz gorzej. Strzelali do nas. Samochód się zapalił. Mój syn miał poparzoną lewą stronę ciała. Twarz, ręce, nogi. Doktor Szawi, do którego pojechał Czarek, odtworzył mu każdy najmniejszy drobiazg. Ale coś, za coś. Mój syn został w Tybecie. Jest dzisiaj buddyjskim mnichem. Koszmar dla mnie. Dla niego spełnienie wszystkich pragnień. „Uporządkować, znaczy zrozumieć” – tak mi dzisiaj mówi, kiedy dzwonię do niego i płaczę. Uporządkowałam swoje życie i zrozumiałam, że to jest jego życie, nie moje.