EFEKT MOTYLA
- Z Ciemniewskim?
- Tak.
- No, to jest pomysł – Ptaszński rozluźnił się nieco. Co prawda, sprawa nadal śmierdziała, ale teraz, gdyby coś nie wyszło, będzie miał w zanadrzu idealnego kozła ofiarnego. Ryszard Ciemnicki, były komuch, lizus i koniunkturalista, wyniesiony do rangi ministra wbrew woli bardziej od niego zasłużonych, ale i bardziej ambitnych, członków partii, miał świadomość, że w razie nieposłuszeństwa, jednym gestem może zostać strącony w niebyt. Tak, on wykona każde polecenie. To ułatwiało decyzję. - Powiedz Zawarskiemu, że się zgadzamy. Resztę dogada z Ciemnickim. To wszystko?
- Tak. Czy przesłać informację formalnie?
- Nie. Wystarczy jak ja porozmawiam z Ciemnickim. To w końcu jego sprawa.
- Rozumiem. - Dla Marancewicza było już jasne, kto odpowie za ewentualny krach planu Zawarskiego.
3.
- Dzień dobry, panie premierze – w tubalnym głosie Ciemnickiego nie czuło się niepokoju, choć premier, zwykle dbający o grzecznościowe formy, nawet nie ruszył się zza swego biurka,.
- Dzień dobry. Niech pan siada – Ptaszyński wskazał mu krzesło przed biurkiem.
Wyglądało na to, że rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Minister starał się szybko zrobić rachunek sumienia i nie mógł sobie przypomnieć niczego, w czym mógł-by uchybić. Siadł i czekał w milczeniu.
- Czy ma mi pan coś ważnego do powiedzenia? – Ptaszyński przerwał kłopotliwe milczenie.
- Raczej nie. Wszystko idzie swoim torem.
- Aha. Rozumiem, że nie uważa pan za istotne powiadomić mnie o postępach w wiel-kiej, bardzo wielkiej, powiem więcej, strategicznej prywatyzacji. To dla pana jest równie nieważne, jak pozbycie się udziałów w jakiejś spółdzielni NIE DAJ SIĘ w Głuchej Dolnej?