EFEKT MOTYLA cd
Afganistan nawet żelazne nerwy Marcina z lekka nadwyrężył. Szczególnie ostatni miesiąc. Wtedy właśnie otrzymał poufną wiadomość, że przysłany przez nowa ekipę rządową na przeszpiegi, świeżo zatrudniony i błyskawicznie awansowany na oficera, dwudziestoparoletni harcerzyk, po krótkim, wieczorowym kursie wywiadu i antykomunizmu, zamiast zabezpieczać wojsko przed inwigilacją, wypytuje z wyjątkową gorliwością o niego i jego interesy, psując mu opinię i układy wśród Afgańczyków. Wkurwił się nieziemsko, kiedy, skradłszy gówniarzowi laptopa, spojrzał w jego amatorsko zabezpieczone notatki. Paranoik by tego nie wymyślił. Widać, że miejscowi szybko wyczuli faceta. Skoro interesowały go brudy w polskim kontyngencie, to sprzedawali mu to, co chciał, nie dbając nawet o pozory prawdy. A koleś łykał wszystko i dobrze płacił. Czytając to, co wypisywał, jako notatki ze spotkań z informatorami, Wolny nie miał wątpliwości, że zwietrzywszy okazję, facetem manipulują miejscowi sympatycy talibów traktując go jako wyśmienite narzędzie do wprowadzenia chaosu w polskim kontyngencie. Czego bowiem tam nie było: handel bronią, łapownictwo przy kontraktach na dostawy miejscowych artykułów, narkotyki, gwałty na nieletnich, mordowanie cywili i wszystko to z cichym przyzwoleniem dowództwa. Gdyby w formie raportu bzdury te dotarły do Warszawy, a przełożeni z nowej, wszędzie wietrzącej spiski, złodziejstwa i przekręty, ekipy uwierzyli w ich treść, musieliby błyskawicznie dokonać wymiany nieudolnego, i skorumpowanego kierownictwa misji. Burdel, jaki by to spowodowało, byłby koszmarny i niebezpieczny dla żołnierzy co dzień ryzykujących życiem. Wolny nie mógł na to pozwolić. Przy pomocy swych afgańskich przyjaciół, zwabił harcerzyka obietnicą porażających informacji o niebotycznych aferach korupcyjnych w polskim dowództwie kontyngentu. Liczył na to, że kiedy, zamiast tajemniczych informatorów, chłopczyk zobaczy jego i przekona się, jak przez swą łatwowierność daje się wpuszczać w maliny, zrozumie niebezpieczeństwo i niegodziwość dotychczasowego swojego postępowania. Ale gdzież tam. Palant uznał, że padł ofiarą spisku. Wyjął pistolet i zaczął coś o aresztowaniu, w imieniu i tak dalej. Nie patyczkując się Marcin wytrącił mu broń i solidnie skopał dupę. Niestety, gówniarz był wyraźnie impregnowany na edukację. Nic nie zrozumiał. Więcej, zaczął grozić żandarmerią, sądem polowym, samym ministrem nawet. Marcin nie miał wyjścia, obezwładnił gościa, przyłożył mu nóż do gardła i powiedział:
- Przykro mi koleś, to nie są podchody pod obóz harcerek. Nie nadajesz się na tę wojnę i nie chcesz się nadawać. Jesteś niebezpieczny dla zbyt wielu ludzi. Żal mi twojego młodego życia.
Zarżnął go błyskawicznie i bez skrupułów, w sposób, w jaki to zazwyczaj robią talibowie. Śledztwo w tej sprawie szybko wykazało rażący brak ostrożności ze strony niedoświadczonego oficera, który miał, niespotykany na tego typu misjach, zwyczaj wychodzenia samotnie, bez poinformowania kogokolwiek o tym gdzie i z kim się spotyka. Stwierdzono też brak jego laptopa, zabranego zapewne przez zabójców. Dowódca w raporcie do Warszawy sugerował, by nie narażać tak młodych osób na zbyt wielkie niebezpieczeństwo.