Dzień Ojca – bez wybaczenia…
23 czerwca to międzynarodowy Dzień Ojca. Dzień, który powinniśmy spędzić ze swoim tatą. Cieszyć się wspólnym towarzystwem, śmiać się, rozmawiać i rozumieć. Sprawić, by, choć raz do roku rodzic poczuł się potrzeby i kochany, a przede wszystkim doceniany.
Wyróżniony, w podziękowaniu za lata opieki, nakłady pracy i środki włożone w edukację i opiekę. Za lata wypełnione bezcennym pokładem uczuć. Za tolerancję i anielska cierpliwość. Wyrzeczenia, poświęcenia i wspomnienia wspólnie przeżytych chwil. Dzielonych radości, jak i trosk. Pasji wypełniających czas i niezgodności w związku z wyborem kariery zawodowej i unikatowej drogi, jaką postanowiliśmy podążać, dążąc do odnalezienia szczęścia. Przeważnie na przekór. Za zrozumienie i kłótnie, mające na celu wybicie nietrafionych pomysłów, albo nierealnych aspiracji. Niestrudzone dążenie, by uchronić nas, młodych gniewnych przed popełnianiem błędów. Nieuniknionych. Takich, które niesfornym dzieciom dają swoistą, niezapomnianą, czasami okrutną lekcję życia i zapisują się w nim kolejną kartą doświadczenia.
Jednak w wielu domach nie obchodzi się tego święta… Zapędzeni w gniewie ojciec z synem lub córką, już od dawna nie wiedząc, o co poszło, wciąż nie potrafią się przełamać, pogodzić i rozmawiać. Za dumni, by wyciągnąć do siebie rękę. Zbyt butni, by wybaczyć. Zbyt przepełnieni urazą, by zapomnieć…
*
Jerzy, odkąd tylko pamiętał pasjonował się tańcem. Fascynował każdym stylem, ale szczególną miłością obdarzył balet. Jednak jego marzenia były trudne do zrealizowania w zabitej dechami mieścinie, liczącej sobie 200 mieszkańców. Rodzeństwo się z niego wyśmiewało, matka załamywała ręce, a ojciec wyciągał pas, kiedy tylko słyszał o pomyśle syna. Zwykł mawiać: „ Do krów leć prędko a rajtuzy zostaw babom”. Prosty rolnik nie pojmował ambicji chłopca i jego zapędu w dążeniu do osiągnięcia celu. Jerzy nie przejmował się zakazami, ani wymierzanymi przez Ryśka razami. Nocami na polu w świetle księżyca ćwiczył układ, który miał mu zapewnić miejsce w Warszawskiej szkole baletowej. Oglądał filmy, czytał książki i trenował. Znał nazwiska wielkich i z uporem maniaka próbował tańczyć tak, jak oni.
Gdy nadszedł dzień przesłuchania, nikomu nic nie mówiąc, wyjechał wcześnie z Mikołajowa na podbój stolicy i czekających wyzwań. Pomimo obaw, zabrał rzeczy mając nadzieje, że nigdy nie wróci do gospodarstwa rodziców. Okropnie się bał, ale wchodząc na salę, kompletnie zatracił się w muzyce i ruchu. Włożył w swój występ całe serce i pomimo braków technicznych zaskarbił uznanie publiczności i zgromadzonego jury. Jego życie nabrało zawrotnego tempa. Od razu po ukończeniu szkoły zasypano go propozycjami. Wyjechał w świat, poznawał swoich mistrzów oraz choreografów. Stał się sławny. Złapał za nogi swój amerykański sen.
Dopiero po kilku latach Ryszard dowiedział się, gdzie zaginął jego pierworodny. Zobaczył w telewizji zwiastun spektaklu Jerzego. Oczom nie wierzył. Jego Jerzy w telewizji i do tego tańczy. W duchu poczuł wstyd, że nie dawał wiary w umiejętności i pasję syna. Chciał przeprosić, ale nie wiedział jak. Picie zastępowało mu rozmowy i bliskość z rodziną. Po opróżnieniu kolejnej butelki, zasnął ze zdjęciem Jerzego w dłoni - nie budząc się o świcie. Nie budząc się nigdy więcej. Spędzając ostatni Dzień Ojca z dala od syna.
*
Eliza, była córką bajecznie bogatego potentata mięsnego. Jej życie, przyszłość, a nawet pochówek były z góry zaplanowane i skrupulatnie przemyślane. Dziewczyna bez żadnych sprzeciwów poddawała się tyradom Bogdana. Zwłaszcza, po śmierci matki nie chciała przysparzać swoją osobą żadnych problemów. Uczyła się pilnie zawsze przynosząc świadectwo z wyróżnieniem. Studia na wydziale prawa, ukończyła, jako jedna z najlepszych. Wszystko szło, jak po sznurku wedle oczekiwań taty. Do czasu, kiedy młoda kobieta poznała Piotra, ich ogrodnika.