Dyniak

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Jak można wywalać gnój w klapkach? – pytam tego wieśniaka.

Nie odpowiada, szczerzy się tylko i robi wykrok, a bosa stopa tkwiąca w piankowym damskim klapku wciska się w łajno. Maciek nadziewa na widły kolejną porcję gówna, a ja mówię:

– Matka cię nie zabije, że wziąłeś jej klapki?

Rozmiar 38, a w nich brudne grube giry w rozmiarze 45.

– Nie mieszczą ci się pięty, stoisz na gównie – dodaję.

– Ona już ich dawno nie nosi.

Patrzę, jak ładuje taczkę. Trafiłem na jeden z nielicznych momentów w ciągu dnia, kiedy to ja gadam, a nie on.

– Nie boisz się, że jakiś syf ci wlezie? Wystarczy, że przyszczypniesz skórę przy obcinaniu pazurów i już ci to gówno biedy narobi – mówię.

Nie wspominam o walorach estetycznych, nie ma sensu.

– Yyy hy, hy, nie narobi mi. Obcinam tylko wtedy jak już wystaje.

– Ja pierdzielę, raczej jak zawija do podłogi.

– No co? Zawsze tak gnój wywalam, co se będę nogi w gumiakach parzył, jak jest ciepło?

– No tak.

– Jedziesz. – Uklepuje widłami kupę.

Chwytam rączki, prostuję się i wyjeżdżam ze stajni taczką pełną gówna. Na dróżce z betonowych kafli nabieram rozpędu i wjeżdżam na deskę, w górę na szczyt wzgórza z łajna. Wywalam taczkę na prawe zbocze.

Prostuję się, muszę odsapnąć. Piękny wiosenny dzień. Słońce grzeje, ptaki pitolą, jaskółki śmigają. Wiatr szumi na szczycie prawdziwego wzgórza za mną, a nad lasem pojawia się co jakiś czas drapieżny ptak. Teściu mówi, że dwa orły mają niedaleko gniazdo.

I cisza, miasta brak. I dobrze.

Głęboki wdech, rączki w dłoń i śmigam po kolejną porcję gówna.

 


Dyniaka chyba zmęczyło moje gadanie, bo teraz nie zamyka mu się jadaczka. Opowiada jakieś pierdoły o ludziach, których nie znam, poruszając nieistotne wątki nie mające ze sobą związku. Naparza jadaczką, jak karabinem, bo ma dużo słów do wypowiedzenia.

Kiedy podstawiam taczkę do ładowania i stajemy naprzeciw siebie, mam możliwość wtrącić słowo:

– Musisz się nagadać, a akcja idzie wolno.

– Co?

Staram się mówić wyraźnie.

– Mniej słów, to szybciej ci pójdzie opowieść. Mów tylko to, co jest ważne w historii. Olej to, co dokoła.

– Co?

Patrzę chwilę w ten poczciwy, zgrzany ryj. Faktycznie ma ten łeb okrągły jak dynia. Proste blond włosy wyglądają jak liście albo szypułka, czy co tam ma dynia.

– Jak tak z tobą poprzebywam, to widzę, ile ty masz wspólnego ze swoją siostrą.

– Z Magdą? – pyta.

– Nie, z Iwoną. Która jest moją żoną?

– Hy, hy, Magda.

Jadę z gównem.

Wracam i parkuję. Ja jeżdżę, on ładuje. Uważam, że wożenie jest lżejsze od ładowania, mimo że gówno na taczce sięga mi do wysokości sutków i trochę waży. Oczywiście też śmierdzi i paruje.

Nie ma to jak świeże wiejskie powietrze.

Na moje oko trzeba ze stu taczek, żeby wywalić gówno do zera z dwóch klatek, które mamy zrobić.

Przynajmniej raz w miesiącu spędzam tak sobotę u teściów. Lubię nawet. Fajnie wyrwać się z codziennego kołowrotka do zupełnie innej rzeczywistości. Ale na maksymalnie trzy godziny. Każda kolejna to narastające zmęczenie i żal uciekającej soboty. A teraz siedzimy tu cały czas przez koronawirusa i codziennie jestem w stajni, rąbię drewno albo robię coś innego. Ciężkie życie.

Parkuję pustą taczką i znów patrzę na jego stopy.

– Giry masz jak hobbit – mówię.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04