Dyniak
Tylko po co tu w ogóle wchodzili? Dyniasty czymś handluje? I po co w takim stroju? Jakiś luksusowy towar?
Z lewej, przy włączniku światła wiszą rzemienie, strzemiona, homonta, uzdy i inne końskie gadżety. Na prostopadłej ścianie stoi stary regał, na nim pokryty kurzem telewizor, obok szafka, wiszą gumowe węże.
Patrzę na regał. Żywcem wyciągnięty ze stoczniowej przebieralni albo z męskiej szatni w klubie sportowym lat siedemdziesiątych.
Stoi bardzo blisko ściany, jak przyklejony.
– Na gładko.
Ten kawałek ściany za regałem jest otynkowany i wygładzony. Nie rozumiem, po co? Cała kanciapa jest z gołej cegły.
Przed regałem nic nie leży, a tu przecież wszędzie coś leży. Dla czegoś ta przestrzeń jest przeznaczona.
– Żeby się drzwi mogły otworzyć.
Pociągam za boczną ściankę regału, słyszę kliknięcie i tynk odchodzi od cegieł razem z regałem i starym telewizorem na nim.
Poczułem się jak Indiana Jones.
– Ja cię lulam.
Zamiast końskich boksów, które powinny być za tą ścianą, jest ukryte pomieszczenie.
– Z zewnątrz nic nie widać – szepczę.
Pomieszczenie jest wąskie, bo to w zasadzie klatka schodowa, mieści tylko stalowy właz w kształcie elipsy. Jest otwarty. Na dole pali się światło.
W głowie kotłują się myśli, przewijają filmy, James Bond i ukryta kwatera albo laboratorium Dextera.
Wyobrażam sobie, że cały teren stajni dokoła to tajna baza wojskowa. Już widzę, jak rozsuwa się wzgórze łajna i wylatuje rakieta dalekiego zasięgu.
Schodzę. Jakaś ukryta piwnica. Całkiem nowa. Ściany z szarego betonu, widać ślad po szalunku. Sporo rur i światła. Słychać brzęczenie wentylacji, burczenie silnika czy alternatora.
Idę korytarzem, słyszę głos podobny do Dyniaka. Słucham chwilę.
Kurde, to on, tylko że gada po chińsku!
Idę. Maciek milknie, bo moje gumiaki chrzęszczą błotem i wydają dźwięk jak przepychaczka do kibla, są trochę za duże.
Dochodzę do pomieszczenia skąd chwilę temu dobiegał głos, i widzę małą salę konferencyjną, a w niej kobietę i faceta przy owalnym stole, a Maciek stoi jak coach przy prezentacji.
Wszyscy mierzą do mnie z pistoletów. Nie czuję się nawet zaskoczony. Za to wytrzeszczam gały na Dyniaka. Ubrany jak 007, ma na sobie smoking i muchę. Mówi po chińsku! I ten wyraz twarzy bez cienia tępoty. Jestem zszokowany!
W końcu Dyniak się odzywa:
– Grzechu. Nie mogłeś tego widzieć. Ja dopiero zaczynam.
Strzela.