dwa razy w tygodniu

Autor: roberta
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

o nieobecność i wieczne w myślowej otchłani błądzenie.

Czy ty w ogóle kiedykolwiek wracasz do nas, ile to już razy zastanawiała się Charlotte’a, przypatrując się jego twarzy. A może ty nie istniejesz? Może ciebie po prostu tu nie ma. Myślała, że mu dogryza, że denerwują go te wszystkie docinki. Uśmiechnął się szeroko na myśl, że to ona jest tą, która odbywa większe podróże, że to ona tak naprawdę balansuje na granicy dwóch światów. Wiedział, że Charlotte mówiła w rzeczywistości o sobie. Z każdym przebudzeniem nienawidziła go coraz bardziej. Nigdy nie chciała wracać do świata realnego. A może to wszystko wokół nie jest realne? Człowiek to tylko biegające w kółko po komórkach impulsy nerwowe. Nic więcej, nic mniej. Co za różnica, w którą stronę biegną? Pragnęła tam pozostać na zawsze, w świecie absolutu, w chemicznej nirwanie, w ośrodku Boga.

Z cichym szelestem kucnąwszy, położył na ziemi obok lampy napełnioną strzykawkę. Wstał, a po chwili twarz Roisina na moment demonicznym blaskiem rozjaśnił płomień zapalający papierosa. Przeszedł wolny, długi krok. Odkąd pamiętał, zawsze dręczyli go i denerwowali ci wszyscy mężczyźni, którzy żyli z Charlotte. Odwrócił się, by znów przejść wzdłuż spokojnie śniącej dziewczyny. Z każdym kolejnym trupem jego wściekłość rosła, co ona z kolei przyjmowała z coraz większą satysfakcją. Stanął dokładnie nad jej głową i wypuścił szarzejącą w mroku nocy chmurę dymu. Doskonale zdawała sobie sprawę z opowieści krążących na jej temat i nigdy nawet nie próbowała zaprzeczać, tylko śmiała się, że w każdym przesądzie znajdzie się część prawdy.

Przydeptawszy w końcu niedopałek eleganckim butem lśniącym w migotliwym blasku lampy naftowej, schylił się nad Charlotte i delikatnie, każdy kolejny ruch wykonując z rosnącym namaszczeniem, zaczął ją rozbierać. Jest taka lekka, pomyślał, to podnosząc kruche jej ciało, to znów wolno je opuszczając. Cienie, rozrzucane przez skaczący płomień lampy, zdawały się odprawiać swój własny rytuał, magiczny taniec, nie zważając, ni odrobinę nie przejmując się, towarzyszącej im scenie. Wreszcie Roisin poskładał wprawnym ruchem białą sukienkę, włożył pod jej atramentową główkę i zamyślony bardziej niż kiedykolwiek przedtem, energicznym ruchem rozpiął rozporek czarnych swych spodni.

***

Wracał chłodnym, zdecydowanym krokiem. Hemingway dobrze znał tę pewność ruchów, wydawać by się mogło, dziwną, nieokreśloną światłość wylewającą się każdym porem ciała – ulgę i poczucie wypełnienia misji. Człowiek czuje się wtedy jakby dokonywał rzeczy świętych. Ośrodek Boga, zaśmiał się pod nosem i pociągnął ostatni krzepiący łyk wódki, po czym szukając ostatnich relikwii - świętych kropel, zajrzał do środka butelki jak do magicznej studni, lunety, denkiem celując w zbliżającego się towarzysza.

Trzymając butelkę ciągle w górze obserwował tak Roisina wolno przybliżającego się do niego. Teraz wydawał się zaledwie zabawnie zniekształconą sylwetką, sunącą przez ciemność pustyni, niczym duch z wyolbrzymioną głową, pomniejszonym ciałem, niezdarnie przebierającym koślawymi, nieproporcjonalnymi nóżkami. Gdy przyjaciel w końcu do niego dotarł, zafascynowany odkryciem tajemniczego urządzenia Hemingway patrzył na niego jeszcze chwilę przez butelkowy teleskop, siedząc uradowany i szczęśliwy na schodkach do kabiny ich ciężarówki – najlepszego z możliwych środków transportu na pustyni po Zagładzie.

W końcu zamachnąwszy się, wyrzucił swój wspaniały przyrząd w głąb rozlanej po pustkowiu czerni. Wciąż siedząc wygodnie, przyjrzawszy się mu się uważnie, powiedział:

- Nie sądziłem, że to zrobisz.

- Wiedziałeś? – zdziwił się Roisin, samemu nie będąc pewnym, o

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
roberta
Użytkownik - roberta

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-06-13 14:25:35