dwa razy w tygodniu

Autor: roberta
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

d ranem odjechać w stronę kolejnej osady.

Jeden z nich miał na sobie skórzany, czarny płaszcz i grubą, wełnianą uszankę, zaś całej kompozycji dopełniały wytarte rękawice. Ów ekstrawagancki, tak niepasujący do pustynnych upałów strój, był próbą obrony przed permanentnie odczuwanym na całym ciele zimnem i stale towarzyszącymi mu dreszczami. Przykra przypadłość, dokuczająca mu od dzieciństwa, wynikała z uszkodzenia kory czuciowej w mózgu. Kazał do siebie mówić Hemingway, na cześć autora książki, która była jego jedyną pamiątką ze świata sprzed Zagłady. Mały, pożółkły wolumin, w którym podobno brakowało paru kartek był antytezą wrażenia, jakie prezentował sobą potężny, z brutalnie rozpanoszonym na twarzy zarostem, mężczyzna. Biła jednak od niego siła oraz charyzma. Potrafił i uwielbiał przekonywać.

Młodszy o dziesięć lat Roisin wyglądał przy nim jak dzieciak, podrostek uczący się zawodu. Mało kto jednak wiedział, że tak naprawdę to dzięki niemu byli znani, szanowani i wyznawani niczym antyczni herosi. Z wykształceniem chemicznym i medycznym potrafił sporządzać bezcenny „eliksir” – idealny narkotyk stymulujący wybiórczo płat skroniowy w miejscu fachowo określanym „ośrodkiem Boga”. Jest to w rzeczywistości niewielkie skupienie komórek nerwowych, których podrażnienie w padaczce skroniowej, czy przez neurotransmitery w doznaniach religijno-ekstatycznych, wywołuje uczucie obcowania z absolutem, z tym, co człowiek zwykł nazywać Bogiem właśnie.

Tym się trudnili. Oferowali i sprzedawali religię. Magiczną miksturę wywołującą u tych wszystkich - których było jakimś cudem stać na rytuał - boskie doznania.

Ich sukces opierał się na prostej prawidłowości. Po wielkich wojnach, katastrofach i apokalipsach ludzie pragną odbudowy, nie tylko świata materialnego, nie tylko miast i wiosek, ale nade wszystko potrzebują zrekonstruowania poczucia sensu, nadziei, że nie odbudowują na marne, że ich domów znów nie pochłoną płomienie. Gdy świat staje w ogniu, rodzą się prorocy, zwykł mawiać Hemingway. Ludzkość po tragedii potrzebuje nowego, tym silniejszego Boga, im sroższy był poprzedni mściciel…

Tym sposobem odwiedzali kolejne wioski chaotycznie porozrzucane po pustyni, oferując ich mieszkańcom religię i wiarę, że Bóg wciąż istnieje. Szybko osiągnęli sławę proroków i kapłanów, a Charlotte – podobnie zresztą, jak wcześniejsze dziewczyny – traktowana była niczym bogini zstępująca z raju. Mogli naprawdę wiele wskórać, wiara to istotna część władzy, a już szczególnie w społeczeństwach bezprawia i anarchii. We wszystkich osadach, łapczywie i niezdarnie odbudowywanych, mogli liczyć na bogate przyjęcie i szacunek graniczący z przestrachem.

Była ich prawdziwym skarbem, zamyślony Roisin nie zwracał uwagi na zamieszanie panujące w wiosce. Wpatrywał się w ciemniejące na horyzoncie niebo, zdumiewał się grą światła i mroku, ostatnią ich walką przed nadejściem nocy. Chmury wolno płynące po granatowym sklepieniu zdawały się krwawić, zranione na białym swym ciele szponami czerni. Charlotte zawsze miała do niego o to pretensje. O to, że wiecznie gdzieś błądzi, że nie potrafi „być tu i teraz”. Wszyscy tacy jesteśmy. Wiecznie w coś wpatrzeni, tłumaczył, ale ona nic nie rozumiała, być może, że nie chciała zrozumieć.

Była ich prawdziwym skarbem. Doskonałym uzupełnieniem. Przez wiernych nazywana przewodniczką, kapłanką, córką Boga. Za pomocą stosunkowo nieskomplikowanej aparatury, zwanej „krzesłami Boga”, możliwe było zsynchronizowanie podczas rytuału świadomości wiernego i Charlotte’y, która zabierała go w podróż wokół absolutu. Była niezwykła – jako pierwsza z dziewczyn wytrzymała tak długo. Dwa lata. Dostawała coraz

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
roberta
Użytkownik - roberta

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-06-13 14:25:35