Dupeczka

Autor: marcinjerzymonet
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Sięgam  po  papierową  chustkę.  Wycieram  małego  i  dłonie.  Podnoszę  się  niemrawo  sprzed pulsującego  ekranu. Dopijam do końca brandy i powoli, jak niedźwiedź polarny, kładę się na

łóżko. Tak kończy się kolejny dzień mego życia.

 

****

Słodka kawa, papieros przed wyjściem, biała koszula. Telefon po taksówkę. Jing Ciao przyjeżdża zawsze na wezwanie, jak pies. Dzięki niemu nie czekam na chodniku i nie czuję się zalewany przez ławicę. Skośnooką ławicę.

 Wyciągam płaszcz z szafy. Sznuruję buty i jeszcze raz częstuję się odbiciem swej twarzy w lustrze. Jest dobrze, a nawet lepiej.

W korytarzu  wita  mnie  mdły,  swingujący  jazz,  który  puszczają  tu  na  okrągło.  Dzwonek oznajmia, że winda dotarła. Czuję piasek wsypany do oczu. Jeszcze raz przyglądam się swojej facjacie. Worki pod gałami.  Widoczne, ale nie przesadnie. Nie domyślą się, że mam za sobą tylko cztery godziny snu.

Pierwsze wyjście na świeże powietrze każdego dnia budzi tęsknotę i przerażenie. Chyba tylko w tych chwilach, tych krótkich, urwanych migawkach, które, dzięki naelektryzowanemu tlenowi, docierają poprzez synapsy wprost na ekran mej świadomości, doświadczam wspomnień z  dzieciństwa,  bliżej  nieokreślonej   melancholii  i  poczucia  szczęścia,  które  jednocześnie podpowiada mi, że nic nie jest przesądzone i że jedyną prawdą jest nasza osobista wolność.

Widzę siebie biegnącego po łące, jesienią u babci i w tych krótkich chwilach wiem, że tamten i obecny ja to ta sama osoba. Identyczna. Zaraz jednak, prawie natychmiast, jak wielki drapieżny ptak, nalatuje myśl, która przegania ten sielski obraz. Wygania go jak przybłędę i każe mi zapomnieć. I zapominam. Każdego dnia.

Wielkie drzwi wejściowe do głównej siedziby korporacji nadwyrężają mój biceps. Tak jest już od pięciu miesięcy. Demonstracja potęgi, ciężaru i bezwładności, która ma przekazać, że wszystko,  co  po  przekroczeniu  tych  drzwi  napotkam  na  swej  drodze,  będzie  większe  i potężniejsze ode mnie, będzie wymagać poświęcenia, wysiłku i dobrej woli.

 

Ale nie ze mną te numery. Ukrywam skrzętnie zmęczenie i rozdrażnienie. Nie daję po sobie poznać irytacji.  Dzięki wybielonym laserowo zębom, mój uśmiech jest przekonujący. Dzięki zabiegom u logopedy i połykaniu  surowych żółtek mam o 2 tony niższy głos, przechodzący miękko w masujący uszy bass.

Posługuję się prostymi, czytelnymi komunikatami. Łącze je z otwartą pozycją ciała. Często rozkładam dłonie, by pod czaszki moich rozmówców dotarło, że nie posiadam broni, nie zamierzam  ich   zaszlachtować.  Co  więcej:  w  tych  chwilach,  w  których  wykonuję  całe przedstawienie, jestem pewien, że moje intencje są nieskalane, że przyjaźń naprawdę wypływa z mego serca, że po prostu lubię tych ludzi, lubię moich kontrahentów. Mimo, że przecież nimi

gardzę.

 

Drzwi do głównej sali konferencyjnej uchylają się automatycznie. W środku zapach orzeźwiającej  klimatyzacji.  Po  prawej  widok  na  poukładane  niczym klocki lego,  biurowce. Staram  się  unikać  spoglądania   w  to  wielkie  przeszklenie.  Nie  wiem  czemu,  ale  czuję podświadomy lęk, że któregoś dnia rozpędzę się i przebiję szkło własną głową.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
marcinjerzymonet
Użytkownik - marcinjerzymonet

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2012-10-31 20:58:11