Diament i Sól
W końcu wyszła przez nie, niczym bogini piękności i wyglądu bez żadnej skazy i zarzutu. Miała krótką sukienkę, ale skromną, odsłaniającą kolana i fragment ud. Modne sandałki na koturnie, w popielatym kolorze, idealnie dobrane pod torebkę. Możliwe jest jednak, że wybierała odwrotnie, że to Torebka była kupowana pod buty. Jej loki były związane w kitkę, ale grzywka niesfornie wpadała do oczu, pod okularami przeciwsłonecznymi, które kobieta właśnie co zakładała na siebie.
– Mama? Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona i zamknęła pośpiesznie za sobą drzwi. Dzięki temu manewrowi kobieta nawet nie dostrzegła jak wygląda nowy partner jej córki.
– Matylda? Ja cię szukam, dowiedziałam się od Rafała…
– Proszę tylko nie Rafał… ten temat i etap, i on jest dla mnie skończony. – Matylda nie zatrzymała się przy matce. Spokojnym krokiem udała się do wyjścia na klatkę schodową i zmierzała w dół.
– Gdzie teraz mieszkasz, skoro nie u niego? – pytała kobieta ubrana w skromne, niemodne dżinsy i zwyczajny T-shirt. Matylda odwróciła się natychmiast, jak tylko znalazła się na zewnątrz.
– A co cię to obchodzi? Wyprowadziłam się z domu mając szesnaście lat, utrzymywali…
– Ale wiedziałam do kogo się wyprowadziłaś, znałam tego chłopaka, a ten facet, jest… skąd pewność, że nie zależy mu tylko na seksie.
– Bo właśnie go odmówił! – wykrzyknęła Matylda i odszukała w swojej torebce kluczyka od samochodu. Kobieta nie mogła uwierzyć własnym oczom jak jej córka otworzyła drzwi czarnego Land Rovera.
– Przekupił cię? – zapytała.
– Czym? Tym gratem? Nienawidzę tego samochodu, to jego, ja tylko jeżdżę dopóki nie mam niczego swojego – odpowiedziała. – Posłuchaj nie mam czasu, możemy się spotkać w sobotę do południa. Bartosz wtedy jest w pracy, spokojnie pogadamy. Na Grunwaldzkiego, czerwony blok, trzynastka na domofonie.
– Masz mnie za nikogo, bo teraz żyjesz na znacznie lepszym poziomie?
– Nie, mamusiu, miałabym cię za nikogo nawet jakbym żyła na znacznie niższym poziomie niż np. twój czy poziom bezdomnego. Tu nie chodzi o status materialny, bardziej o to co się ma w głowię. Chcesz pogadać, przyjdź w sobotę, nie chcesz gadać, nie przychodź. Mnie nie zależy. – Matylda wsiadła do sporego, męskiego, terenowego samochodu.
– Co gdy sielanka się skończy? Gdy cię zostawi?
– Wtedy spotkam się z nim w sądzie, na rozwodzie – oznajmiła zamykając drzwi i odjeżdżając.
Osiemnastolatka była zdenerwowana tą rozmową, choć wcześniej nie dała po sobie nic poznać. Teraz jednak aż trzęsła się z nerw i dobijała ją świadomość, że przeszłość nie znika, że ciągnie się za ludźmi w postaci takich upierdliwych ludzi jak jej matka, którzy nie potrafią dać za wygraną i zapomnieć. Z drugiej strony jednak wiedziała, że nie da się zapomnieć o własnym dziecku, choćby nie wiadomo co się działo. Dzień minął jej u fryzjera, hurtowni kosmetycznej, u krawca od którego odbierała poprawiony garnitur męża. On w tym czasie wyszedł z pracy i był bardzo niemile zaskoczony, że nie ma samochodu tam gdzie stał. Co prawda wiedział, że Matylda go wzięła, czasem go pożyczała, ale zawsze odstawiała na miejsce i do domu wracała taksówką, albo piechotą, ewentualnie czekała na niego i wracali razem. Nie był zdenerwowany, w końcu mogła się źle poczuć, być zmęczona, zapomnieć. Wezwał taksówkę, odczekał te kilka minut, podczas których kilka krotnie wybierał jej numer. Nie odbierała. W mieszkaniu także jej nie było.
Kilka godzin później przestronnie urządzone wnętrze zachodziło dymem papierosowym. Mężczyzna wyciągał właśnie kolejnego z paczki, wąskiego LD. Kobiecość tych papierosów świadczyła jednoznacznie, że nie są one jego. Nie pasowały mu. Był to postawny mężczyzna, szeroki w barkach i mocny niczym dąb. Usiadł na krześle i spojrzał na paczkę leżącą na dole. Należała do jego żony, ona nadal paliła, on rzucił lata temu, ale i tak w chwilach stresu i napięcia do tego nałogu wracał.