Dalei... "Po stronie cienia"
Ile takich kamieni na naszej drodze?
Westchnienie zaświadcza, że istnieje ta, dla której nasze ciała zostały stworzone. Tylko, że koniec galopuje ze stu diabłami w zaprzęgu, i choć siedzimy w złotej karocy, szaleństwo nasze pędzi na skraj przepaści.
Nic więcej się nie wydarzy. Klęska wpisana jest w nasz krwiobieg.
… Miałem tego dosyć. Tego ględzenia ze sobą. Z Mirkiem bym się napił. Ale Joanna… gorsza niż kapo w obozie. Obiecałem, że u niej nie będę pił. Słowo harcerza dałem. Ale z chęcią chciałbym stać się krzywoprzysięzcą.
No nic… zaraz zrobię zakupy w Biedronce. Już się stęskniłem za moją Złą Kobietą.
4.
- Cześć. – Spojrzałem na misiowatego młodzieńca ze skundlonymi rudawymi włosami. Leszek siedział na kanapie, i bawił się z Oliwią. – Gdzie się podziewałeś?
- E… no, w pracy byłem.
- Przecież niedawno minęło południe. To, jak? Już po robocie?
- No, nie. Przyjechałem z budowy. Teraz mam wolne.
- Aa… - Domyśliłem się, że pracuje gdzieś dalej.
Joanna zajęta była swoim ulubionym zajęciem upiększania twarzy. Tkwiła wciśnięta w kąt między ścianą, a szafą; jej głowa zanurzona była w lustrze; usta miała wygięte w lekki dziób, bo w napiętym namyśle były - zamiast oczu, które strasznie skupiły się tylko na jednym: na rzęsach, poddawanych delikatnym i trwożnym zabiegom kosmetycznym. A rzęsy miała długie, zaś oczy ogromne, brązowe, które teraz, w trwożnym wysiłku - były jeszcze większe.
Usiadłem obok Leszka.
- Kupiłem coś do jedzenia, i wodę. Położyłem w kuchni – mówiłem w przestrzeń pokoju. – To co ugotować?
- Zdaję się na ciebie – odrzekła Joanna, nie odchylając głowy nawet na centymetr w moim kierunku.
- Nic cię to nie kosztuje – byłem zły.
- O co ci chodzi? Nie musisz gotować.- Joanna wreszcie zaszczyciła mnie swoim zgorszonym spojrzeniem.
- Pewnie. To idź do kuchni, i gotuj. – Poczułem wściekłość. Ale mój głos był jedynie chłodny, i spokojny.
- …Jezu… Przecież wiesz, że nie umiem… - Joanna zaczęła się wycofywać, bo cholernie wolała widzieć mnie w kuchni.
- Jesteś genialnym kucharzem! – z drugiego pokoju dobiegł pochwalny głos Matki. – Ostatnie kotlety schabowe były prima sort.
- Dzięki. To miłe. Ale Joanna powinna swój tyłek zaholować do kuchni. Razem stworzymy godny tandem dla każdej potrawy.
- Wątpię – Matka był rozbawiony. – Ale spróbuj.
- O co wam chodzi? Słabo gotuję, bo kto miał mnie nauczyć? – Joanna była rozdrażniona.