Dalei... "Po stronie cienia"
- Mirek… co byś zjadł? – Wiedziałem, że Matka gotować jej nie mógł nauczyć. W Domu Dziecka też nie. – Kupiłem mielone mięso. Co wybierasz?
- Zdaję się na ciebie – roześmiał się.
- A ty Joanno?
- Trudny wybór. Zrób mielone.
- Nie zapytałem jeszcze Leszka. Na co dżentelmen ma ochotę? - Patrzyłem w jego uśmiechniętą, pełną twarz, która jeszcze bardziej się rozpogodziła, i coś pod nosem mruknęła.
- Chyba mielone? - raczej stwierdziłem. - To niech będą mielone.
- A co do kotletów? – dopytywał się Matka. – Dobra będzie kiszona kapusta, koniecznie zasmażana, i ziemniaczki z tłuszczykiem – odpowiedział sobie.
- A może też kompocik? – wtrąciła się Joanna. – Matka, zjesz wszystko, co ci podadzą.
- Oczywiście! No, ale ziemniaczki będą?
- Będą – mruknąłem. Miałem już dosyć tych przepychanek.
Wstałem, i wziąłem Oliwię na ręce. Była moim kochanym wróbelkiem. Pokochałem ją. Może dlatego tak mnie tu ciągnęło? W każdym razie, Oliwia sprawiała, że moja twarz się rozpogadzała, i przestawałem myśleć o Joannie.
W kuchni zająłem się obiadem. Tu było miejsca tylko dla jednej osoby. Ale i dwie by sobie poradziły.
- Matka! Zrób mi papierosa – głos Joanny powędrował do drugiego pokoju. I cisza. Ale wiedziałem, że Mirek, klęcząc przed szafką, spełni jej prośbę, przy której na próżno szukać znaku zapytania.
W trójkę palili; kupowali puste fifki z filtrem, i osobno tytoń. Potem nabijali go za pomocą niewielkiej maszynki. Ja rzuciłem palenie trzynaście lat temu. Pamiętam jednak, co to głód nikotyny.
…Joanna nie powinna palić. Miała jakieś problemy natury kardiologicznej. Była nerwowa, szybko wpadała w złość, i była wielką panikarą. Powinna mieć faceta, który by się nią zaopiekował, i nie chlał. Leszek, zdaje się, ją kochał, ale był alkoholikiem.
Joanna, to go wypędzała z mieszkania, to przygarniała.
Ciekawa z nich była para. Często się zastanawiałem, o co tu chodzi? Kochała go, czy nie kochała? Wiedziałem, że boi się samotności. Ale już ze mną szczerze o tym nie rozmawiała, a właściwie – na pewne tematy, w ogóle nie rozmawiała. Po tym - jak kiedyś powiedziała, gdy przez chwilę wydawało się jej, że jesteśmy przyjaciółmi.
W takim razie, co nas łączyło?
Te nasze relacje, były jakimś pomieszaniem z poplątaniem. Może dlatego wymagały ciągłych wysiłków, by je rozplątać, choć nikt z nas nie chciał usłyszeć prawdy?
…Przypomniałem sobie, że miałem iść na pogrzeb kolegi. Młody był. Przed siedemdziesiątką. No, lubił wpić. Ale za swoje.