część czwarta
II – Zakon tańczący
I (Powołanie)
Wyłazi ze spróchniałej trumny zasypanej skrawkami parkowej darni.
- Cześć, Erjon. – pozdrawia go grupka spacerowiczów. – Idziesz czy nie? – w odpowiedzi dołącza do nich otrzepując garnitur z prochów. Budynki są bryłami asymetrycznymi, jakby nadgryzionymi, pogiętymi, jakby namalowanymi na tle bajkowej lazury pomarańczowymi promieniami gwiazdy dnia. Noc była fioletowa. Zrywano zeń róże. Świtało świątynią i modlitwą.
- Niech flaga z gmachu ucisku i wyzysku wzleci ku niebu białym gołąbkiem pokoju. – Sara.
- Niech warkocze drewnianej Matki Boskiej zakwitną nieskończoną Miłością. – Aszhen.
- Niech się zazieleni zapomniany krzyż i w skwarze radioaktywnych słońc da nam chociaż cień nadziei. – Inez.
- Niech będzie. – Lorik.
- Co niech będzie? Nic nie będzie. Prawda, Erjon? Czego ty byś sobie życzył? – Ismail.
- Czego bym sobie życzył… - Czego on by sobie życzył, że tak patrzy na rój czarnych liści spadających jak nietoperze ranione podmuchem dziennego światła, aż nam głupio? - Zapragnąłem napisać wiersz o spadającym liściu. – Erjon.
- Spadający liść jest zielony. – Inez, kochanka wszystkich Muz.
- Popłyń w mych żyłach. – dobywa różę z butonierki, a oblubienica pożera podarowany kwiat kłując się w palec, na co zalotnik ssie zeń krew, aż oblubienica mdleje. Złożywszy jej krew na ustach przywraca ją do sił. W zakłopotaniu płaczem oblubienicy sięga do kieszeni, a tam wśród chłodnej ziemi dwa zaklęcia. Kładzie więc cebulki tulipanów w umiłowane uszy ukochanej i odtąd koją ją czarodziejską muzyką, a dotknięcie jej przez niewiastę wprawia ją w taniec. Szły więc tańcząc po jej prawej i lewej stronie dwie kochanki trzymając ją za ręce.
W polu rażenia zapobiegawczych rakiet balistycznych nie musieli się zbytnio martwić o pokój, ten jednak od czasu do czasu zakłócały utrudnienia w komunikacji między stworzeniami dobrej woli wywoływane hipnotyzującą aurą chupacabras.
- Pojedynek. – Lorik staje na drodze występku Ismailowi, który zapragnął obnażonego ciała Sary w przypływie pokusy.
- Moje ręce przeciw wszystkim. – Ismail.
[…]
- Macie tu chleb. – Ismail rzuca im pod nogi kamienie.
- Zbluźnił. – Lorik w stronę Ismaela, który nieco się oddalił i usiadł.
- Sąd. – Orzeka Casian i tworzą krąg wokół oskarżonego.
- Staję na jednej nodze i obnażam pierś. – Sara odtąd zwać się mająca Wypierśną.
- Ja klnę. – Lorik.
- Ja dotykam ukrwionej łechtaczki. – Aszhen od następującego właśnie klepnięcia ją w pośladek przez Lorika zwać się mająca Pięknotyłą.
- Moje lewe jądro pozornie większe od prawego. – Erjon. – A ty, Inez? Milczysz?
- … - Milczy odtąd zwać się mająca Pięknooką.
- Bo ona jest moja śmierć. – Ismail wstaje i opuszcza krąg.
Maszerując w milczeniu cała szóstka naszych bohaterów zmierzała ku przygodom niedanym felietoniście i z tegoż powodu pominiętym do czasu, gdy i jemu będą dane.
Międzyczasie przyszedł list. Odpowiedź numer 679:
„Ukochana, chciałem podarować Ci ten wiersz,
By jak magiczny dywan uniósł nas ponad światem.
Lecz czymże on dla Ciebie, gdyś Ty jest Poezją?
Czym dla Ciebie ten bukiet, gdyś sama jest Kwiatem?
Kamienie nie zatrzymały czołgów.”
„Podpisano w imieniu Fajsala, jego Anioł stróż. Załączam stenogram ze Stworzenia ludzkości, bo widzę, że zabawa z listami nie dostarcza na razie oczekiwanych emocji. Powodzenia”. Przypomniał sobie jak zrzucił z wieży kościoła tysiąc pustych kartek, by ludzie sami coś napisali, ale oni myśleli, że to wyrośnięte konfetti albo po prostu niezdarność kogoś z góry. Potem były kartki ze znakiem zapytania, ale ich zbieranie nie szło ani przechodniom ani jemu. Ulepszył metodę. Rozdał tysiąc kopert ze swoim adresem i znaczkiem kolekcjonerskim ze swego starego klasera, prosząc o odpowiedź. Na chwilę obecną otrzymał 678 odpowiedzi. Cztery były puste. Z pozostałych 212 zawierało pozdrowienia od cudzoziemców w różnych językach, 39 wulgarne brytyjskie żarty i obelgi, w 251 listach obcojęzycznych znalazło się razem ok. 35 €, w jednym z polskich 10 zł, z pozostałych 422 aż 261 ogranicza swą treść do wyrazu „dupa”, reszta to żenujące manifesty homo cellulitis. I nie chcę tu nikogo skrzywdzić, wprawdzie robię to notorycznie, ale zawsze niechcący. O kurwa – czytaj: Adres raju utraconego na odwrocie stenogramu.