Czerwony Kapturek: historia prawdziwa
- Tego... no… kolegi Puchatka?
- Tak. No więc przybywa ów Prosiaczek do chatki, znajdującej się pośrodku Stumilowego lasu…
- To chatka babci znajdowała się w Stumilowym lesie?
- A jakżeś myślał?
- Nie, tak mi się właśnie wydawało…
- I przyszedł Prosiaczek do babci i się pyta: „Gdzie Puchatek?”. Babcia się strasznie zmieszała i zaczęła jąkać: „Ale… ale jego już tu… już tu nie ma… bo… bo ja…”. Prosiaczek zrobił się cały czerwony i wycedził: „Ty go zjadłaś! Ty zjadłaś mojego przyjaciela! Ty… ty stara, głupia babo! – wyjmuje giwerę i strzela do babci – „Tra, ta, ta, ta, ta! To za Puchatka, za mojego przyjaciela!”
- No coś ty? – Zenek wybałuszył oczy. – Ten mały prosiaczek, to on zabił babcię?
- Eee – wtrącił Bolson, dość niepewnie – a przecie… przecie był jeszcze myśliwy. Gdzie on?
- Nie, nie, myśliwego nie było – zaprzeczył Konrad. – Acz jest jeszcze jedno zakończenie tej bajki, jak to mówią: arternatywne… czy jak tam. Mianowicie, chodzą słuchy, że to nie babcia Kapturka a Kapturek babcię.
- Ale jak?
- Normalnie, po prostu babcia znalazła się w brzuszku Kapturka.
- Powaga?
- No, ale potem ktoś najął prywatnego detektywa, jakiegoś Rudnickiego bodaj…
- Rudnicki? – zastanowił się Bolson. – Eee, przecie ja znam takiego, we więźniu razem siedzieliśmy…
- A widzisz: nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka…
- Kiego wilka znowu?
- Rudnickiego, znaczy.
- Ale gdzie, gdzie go ponieśli?
- Do paki.
- A Kapturka?
- Też do paki.
- A Puchatek gdzie?
- Puchatek z Prosiaczkiem również we więźniu, w Alcatraz, tam gdzie i Kapturek z Rudnickim.
- A ten… no… Puchatek z Prosiaczkiem to za co do pudła trafili?
- Dobrze nie pamiętam, ale chyba za nielegalny przewóz bimbru przez ruską granicę.
- Aha.
- I co było potem?
- Potem żyli długo i szczęśliwie… we więźniu.
- Uhm. I było coś jeszcze?
- No, gdy ich szczęście się skończyło, zachlali się w trupa miodcokiem Puchatka. I tak oto kończy się ta przygoda.
- A ten miodcok, co to takiego? – zapytał Bolson.
- Gorzała z miodem. Mówią, że całkiem niezłe.
- Pryta z miodem… Wiecie, zrobiłem się jakiś taki senny, chyba już pójdę. Adios!
- Adios! – odkrzyknęli wspólnie Konrad i Zenek.