Cudowny obraz pierwszego sekretarza (cz.2)
a przy okazji mieszam wątki
jak Boga kocham mówię szczerze
i oprócz tego w Polskę wierzę
że ja niczego nie widziałem
ojciec wyrabiał kapelusze
matka się modli za jego duszę
i za coś jeszcze zapomniałem
gdy czarny kot przebiega drogę
może przez chwilę czuję trwogę
ale dosłownie tak przez moment
kiedy na klatce gaśnie światło
na dzwonek trafić jest niełatwo
więc czasem sypiam poza domem
„Bardzo dobra obywatelska inicjatywa” – pomyślał Strugaczka, mocując się z górnym zamkiem.
***
W diademie z kropelek potu na czole, mieniących się w zimnym świetle śnieżącego telewizora, stał nieruchomo i patrzył na ekran, jakby próbował odczytać z miliona roztańczonych punkcików, co jeszcze szykuje dla niego przyszłość. Jakie nowe upokorzenia albo nowe nadzieje przyniesie jutro. Po chwili przeniósł wzrok na śpiącą w fotelu naczelnikową i poczuł nagły przypływ miłość do tego miasta. Miasta z watą wciśniętą pomiędzy dubeltowe okna i z bezwstydnie rozsuniętymi zasłonami. Z gołą żarówką na klatce schodowej, którą ktoś kiedyś zastąpi płomykiem z wiecznej lampki albo z rozwaloną na oścież bramą podwórka, co kusi przechodniów zapachem czarnego bzu i pleśni. Do tych wszystkich nocnych koszul falujących na sznurach, unoszonych przez byle podmuch frywolnego wiatru i do rozebranych rusztowań, które mogą sobie leżeć w nieskończoność między trzepakiem, a podwórzowym kiblem.
- Ugotowałam ci nóżki - wymamrotała naczelnikowa.
- Dziękuję! - szepnął jej do ucha naczelnik i spróbował dowiedzieć się jeszcze czegoś więcej. - Kto zabił? - Zapytał.
- Stewardessa - odpowiedziała mu półprzytomnie naczelnikowa.
- Wiedziałem – westchnął naczelnik.
***
– Wiesz – powiedziała rano matka. – Przyszedł Mesjasz! Jest już w Samborze.
Strugaczka przetarł oczy i rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju. Wszystko w nim było takie, jak zawsze. Słońce wpadało przez płócienne story i rozlewało się na podłodze podejrzanie zwyczajnie. Meble stały na swoich miejscach, a na ścianach wisiały obrazy świętych cadyków w niezmienionej kolejności.
– Nie tak to sobie wyobrażałem! – odpowiedział Strugaczka, zaniepokojony zwyczajnością tego poranka i zamiast wyskoczyć z łóżka, żeby gnać ile sił w nogach aż na rogatki, siedział i czekał na jakiś znak. Ale nie było nic więcej, oprócz słów matki i nieznośnego zapachu przypalonego mleka, który dolatywał z kuchni.
Pokręcił z niedowierzaniem głową i sięgnął po odświętne ubranko, które matka powiesiła na oparciu krzesła. Wiążąc marynarski kołnierz, zapytał: