Ciepłe maile i herbata cz. 1
Teraz kiedy pojawiła się Ona... cały jego dotąd poukładany świat, nagle zawirował.
- Wiesz kochanie, mam w spiżarni pyszny syrop malinowy, przyniosę, dolejemy sobie do herbatki.
Irena uśmiechnęła się ciepło i zniknęła za drzwiami.
Ewa przyglądała się wszystkiemu co ją otaczało. Zdawało jej się, że wszystko ma swoje miejsce, swoje znaczenie, historię. Biały ręcznie haftowany obrus, idealnie komponował się z atramentowym kolorem chabrów. Lubiła ten kolor, mimowolnie przypominał jej o beztroskich dniach dzieciństwa, kiedy to chodziła z babcią na ukwieconą lipcem łąkę i małymi rączkami zaplatała kolorowe wianki. W starym, dębowym kredensie stały równo poukładane żółte filiżanki z ręcznie malowanymi bratkami. Gdzieś w kącie cicho pomrukiwał czarny kot. Było ciepło i bezpiecznie.
Fotografie. Na ścianie, jak znaczki na kopercie. Całe mnóstwo fotografii, te czarno-białe, stare, przesiąknięte wspomnieniami. Uśmiechnięte buzie, czułe spojrzenia, bliskość. Wszystko to, zamknięte w jednej chwili i uwiecznione na fotografii. Obok zdjęcie małej dziewczynki w warkoczykach i krótkiej sukience. Spogląda nieśmiało na Ewę, może to babcia Irenka? Uśmiech ten sam, wciąż, pomimo przypływu lat.
Na parapecie kwitły karminowe pelargonie, aloes i storczyki. Na kuchennym marmurowym blacie zioła rozpachniły swoim jestestwem cały dom. W powietrzu unosił się znajomy Ewie zapach oregano, lekko korzenny, który zawsze rozpieszcza jej zmysły. Soczysto- zielone listki bazylii dumnie prezentowały swoje wdzięki, kusząc słodkawym zapachem, trochę przypominającym zapach mięty. Był też lubczyk, melisa, mięta, rozmaryn, tymianek. Ewa uśmiechnęła się do siebie. Sama miała w swoim domu ziołowy ogródek. O ziołach wiedziała wszystko, miłością do nich zaraziła ją babcia, za co Ewa była jej dozgonnie wdzięczna. Wiedziała, że zioła uwielbiają światło, pamiętała, że rośliny nie lubią przeciągów, doskonale znała odpowiednie temperatury sprzyjające tym roślinom, nauczyła się, że w okresie wegetacyjnym, należy je przycinać, aby ograniczyć nadmierny wzrost ku górze i pobudzić rozwój pędów bocznych. Babcia zdradziła jej również, że najlepsza pora zbioru ziół to godziny przedpołudniowe – wtedy ich aromat jest najintensywniejszy.
Ewa odetchnęła z ulgą, poczuła się bezpiecznie, stabilnie, zupełnie jakby ten dom, ta kuchnia, były jakimś bonem, jakimś losem na loterii, jakimś czekiem na przyszłość, jakimś zabezpieczeniem.
Do kuchni wbiegła Izunia trzymając Adama za rękę.
- Malutka, to jest Pani Ewa, powiedział Adam wskazując na Ewę. Przywitaj się.
Ewa schyliła się i podała dziewczynce dłoń.
Cześć, jestem Ewa, bardzo cieszę się, że mogę cię poznać, Twój tata wiele mi o tobie opowiadał.
Niestety Iza, odwróciła się od Ewy i schowała za postacią taty.
Ewa w jednej chwili poczuła się jak intruz, jak nieproszony gość, czuła się tak ponieważ dla tej małej, kilkuletniej dziewczynki, była kimś obcym, zupełnie jak ktoś z pociągu. Nie wiedziała co powiedzieć, jak się zachować. Nie chciała pogarszać i tak zasianej niezręcznej sytuacji.
W tym momencie do kuchnie wkroczyła Irena. Wyczuwając kłopotliwą sytuację, powiedziała:
-Patrzcie co znalazłam, śliwki w słoiku, ostatnie dwa komplety, będzie w sam raz do schabu na kolację, bo zostaniecie na kolacji prawda? Mrugnęła okiem do Ewy i posłała uśmiech. Zresztą nie wiem po co pytam, zostajecie i już.
-Izuniu, może wybierzemy się w trójkę na spacer do lasu? Jest taka piękna pogoda. Zaproponowała ochoczo Adam.
-Nie chcę. Albo chcę, ale tylko z Tobą.
Nagle do Ewy twarzy przykleił się smutek. Widząc to, Irena skwitowała: