Cienie przeszłości część 1 - Wyzwanie
- Mamy bardzo mało czasu, więc słuchaj mnie dokładnie. – powiedziałem wciąż obserwując ulicę. Nie widziałem tam ani jednego elfa więcej. Więc najprawdopobniej „akwizytor” był sam. To tylko potwierdzało moje przypuszczenia. – Oglądałeś przed chwilą wiadomości na Solarii?
- A po cholere? – zdziwił się.
- Trudno, nie ważne. Przed chwilą jakaś grupa terrorystów groziła tam, że zabije stu krasnoludów, potomków tych, którzy przyczynili się do wygrania Pierwszej Wojny Trisskiej.
- Czego? Wiesz, że nie znam się na historii... – Chyba nadal nie rozumiał, jak poważna jest sytuacja.
- Nie przerywaj mi teraz. – warknąłem wściekle. Spojrzałem w stronę drzwi, w głowie licząc ile czasu zajmuje dotarcie od głownego wejścia do budynku pod mój próg. Stanowczo za mało. - Słuchaj, zaraz wejdzie tu elf, który poda się za kogoś kim nie jest. Będzie chciał mnie zabić.
- Co takiego! – wybuchnął zaskoczony Trewal.
- Musisz schować się w szafie za nim i poczekać, aż się do tego przyzna. Nie wolno ci wychodzić, dopóki tego nie zrobi. Dopiero wtedy rozwalisz mu łeb. Rozumiesz?
Kiwnął głową, nie zadająć więcej pytań. Nawet nie zastanowił się skąd wiem, gdzie elf sie ustawi. Zresztą, ja również tego nie wiedziałem z całą pewnością. Po prostu ufałem swojej intuicji. Dokładnie w tej samej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Odetchnąłem głęboko, narzuciłem spakowany wcześniej plecak na ramiona. Wsunąłem komórkę do kieszeni. Ręce mi drżały. Świadomość, że moje życie zależało od tego, czy Trewal da radę mnie uratować, oraz, przede wszystkim, od tego, czy się nie pomyliłem, wcale mi nie poprawiała nastroju.
Trewal potrzebował jeszcze parę sekund. Elrewill Scord, o ile to było jego prawdziwe imię, zrobił już aż za dużo, bym miał pewność co do swoich przypuszczeń. Mój przyjaciel pewnie uznał tak samo. Widziałem, jak szykuje się do zadania ciosu, ale brakowało mu jeszcze jednego, może dwóch kroków by sięgnąć elfa. Musiałem dać mu czas, na ich zrobienie.
- Wcale mnie nie zaskoczyłeś. Spodziewałem się ciebie. – Stwierdziłem z wyższością. – Uważacie się za mądrych, ale tak naprawdę to od początku się domyśliłem, że kłamałeś, kiedy ze mną rozmawiałeś. Idiota. – Prychnąłem.
Oczekiwałem, że spurpurowieje na twarzy i zacznie mi wygrażać, krzyczeć, rzucać obelgi. On tymczasem tylko się uśmiechnął.
- Nie ja z tobą rozmawiałem krasnoludzie. – odparł patrząc na mnie jak na robaka. Zaczął powoli zaciskać palec na spuście. W wyobraźni już widziałem błysk wystrzału i wirującą kulę, która pędzi w kierunku mojego serca. Widziałem, jak padam w tył, nie mogąc dłużej ustać na nogach i wtedy padają kolejne strzały. Widziałem, jak umieram. Zaledwie moment po tym mój przyjaciel rozbija głowę elfa potężnym uderzeniem kija. Spóźniony o zaledwie mgnienie oka.