Cienie przeszłości część 1 - Wyzwanie
Musiałem improwizować. Trewal potrzebował jeszcze chwili, pięciu, sześciu sekund. To, czy uda mi się zdobyć tę krótką chwilę, mialo zadecydować o moim życiu. Wystarczyło jedno zdanie, cokolwiek, coś, co odwróci uwagę elfa od chęci pociągnięcia za spust. Nic mi nie przychodziło do głowy! Nawet najgłupsze zdanie! Jezyk miałem sztywny, jakby zrobiony z drewna, szczęki zaciśnięte. Do tego miejsca, do tej chwili wszystko zrobiłem dobrze. Przewidziałem to, jak się zachowa, przejrzałem ich podstęp. Zauważyłem wszelkie nawet najdrobniejsze szczegóły, wskazówki, jak te dwa słowa „przez historię” i dzięki nim zrozumiałem, iż elf, który przedstawił się nazwiskiem Roldrisal Assaris znał treść wiadomości terrorystów, jeszcze zanim została ona nadana. Zadzwoniłem do Trewala, on zaś przybiegł, schował się w szafie i elf ustawił się dokładnie tam. Tak jak przewidziałem. Wszystko poszło dobrze, aż do tej chwili, a teraz miało mi zabraknąć ledwie kilku sekund.
Spojrzałem w wylot lufy. Czekałem.
Wtedy właśnie wydarzyło się coś, czego nie oczekiwałem. Mój przyszły zabójca kochał historię i wykonywał egzekucję ściśle z nią związaną. Dlatego nie mógł ominąć jednego, bardzo ważnego punktu
- Masz jakieś ostatnie słowo? – spytał spokojnie, patrząc prosto w moje rozszerzone z przerażenia oczy. Gdy usłyszałem to zdanie, od razu zrozumiałem, że dostałem szansę. Trewal już unosił kij, napinał mięśnie. Trzy sekundy. Tylko tyle potrzebował.
Odchrząknąłem.
- Tak. Chciałem ci podziękować. – powiedziałem, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Drgnął, chyba rozumiejąc, co to oznacza, błyskawicznie zaczął się odwracać, celując za siebie, lecz było już za późno. Mój przyjaciel ze wściekłym wrzaskiem uderzył go w twarz. Kij od szczotki był gruby, ale siła zderzenia roztrzaskała go na dwie części. W powietrze wystrzeliły maleńkie drzazgi. Nos elfa eksplodował krwią, która zalała mu usta. Mój niedoszły zabójca zaczął się osuwać na podłogę. Pistolet wysunął się mu z dłoni, upadł obok.
Akwizytor nawet się nie poruszył. Podszedłem do niego, odepchnąłem broń pod ścianę, poza zasięg jego rąk i sprawdziłem tętno.
- Żyje. – stwierdziłem. – Oberwał mocno, ale żyje. Lepiej by było, gdyby zginął od razu, bo teraz już go nie dobijemy.
Zabijanie rannych, którzy byli do tego nieprzytomni, stanowiło jeden z najbardziej haniebnych czynów, jakie krasnolud mógł zrobić. Żaden z nas by sie na to nie zdobył.
- Trudno. – powiedział Trewal. – On nie był jedyny, prawda? Przyjdą kolejni?
Kiwnąłem głowa.
- Tak i to niedługo. Może za dziesięć minut. – Zamyśliłem się nie wstając. Przygryzłem lekko palec, a drugą dłonią wyciągnąłem z kieszeni długopis i zacząłem go obracać między palcami. Zawsze to pomagało mi się lepiej skupić. – Ale nie będę na nich czekał.
- Racja. Lepiej się stąd wynośmy. – Źle zrozumiał moje słowa. Nagle coś się zaczęło we mnie zmieniać. Dzisiejszy dzień, chociaż zaczał sie z godzinę temu, dostarczył mi tylu różnych emocji, ilu normalnie nie doświadczam miesiącami, i to wywarło na mnie bardzo silny wpływ. Najpierw było rozdrażnienie sytuacją na świecie, zniechęcenie, pilot i baterie pod kanapą. Następnie telefon, początkowe zniecierpliwienie i gniew, później zaskoczenie, gorączkowe rozmyślanie, gdy składałem do kupy, to co powiedział Blis. Właściwie to dawał wskazówki, jak im uciec. Policja nie mogła pomóc skazanym przez nich krasnoludom, ponieważ ci, którzy podawali się za jej przedstawicieli, sami byli mordercami. Poza tym obaj, Blis i Roldrisal użyli słowa „historia”. To nie mógł być przypadek. Kolejna wskazówka, a może błąd? Może wcale nie mieli zamiaru tego mówić, ale jakoś tak wyszło? Wątpiłem w to, ale nadal nie odrzucałem takiej alternatywy. Było też wiele innych rzeczy, które mi podpowiedziały, jaka jest prawda, ale mniejsza o nie. Domyśliłem się wszystkiego i miałem rację. Ocaliłem życie, może jako jedyny z setki mających dzisiaj zginąć krasnoludów. Później było napięcie, gdy patrzyłem w lufę pistoletu i wiedziałem, że zabraknie mi paru sekund. A teraz, na sam koniec, przyszło zrozumienie. Zostałem wciągnięty w wojnę z elfami, tak jak nigdyś moi przodkowie. Tak, jak niezliczone pokolenia krasnoludów. Kiedyś walczono na miecze i topory. Teraz wojna miała się odbyć na pistolety, pościgi samochodów, ucieczkę, szpiegostwo, a najważniejsze...