Cienie przeszłości część 1 - Wyzwanie
Kolejne wiadomości. Napad na supermarket w jednej z dzielnic elfickich. Przyznała się do tego jakaś ludzka grupa terrorystyczna, „bojowników o czystość ulic”. Banda dzieciaków o łbach napchanych bzdurnymi uprzedzeniami i teoriami jakiegoś szaleńca, który twierdzi, że ludzie są lepsi od pozostałych ras. Bohaterowie walczący za swoje popieprzone poglądy z lufą pistoletu wymierzoną w ciała niewinnych. Psia ich mać.
Zresztą inni nie są lepsi. W historii myślicieli każdej z ras istniał przynajmniej jeden taki gnojek na stulecie, który swoim gadaniem, mądrymi pismami filozoficznymi i pseudonaukowymi badaniami udowadniał stwierdzenie, że jego rasa stoi znacznie wyżej od pozostałych. Mimo iż każdy z takich idiotów chciał być oryginalny, lepszy, mądrzejszy od swoich poprzedników, to ich gadanie sprowadzało się zawsze do tego samego.W dużym skrócie „Jesteśmy lepsi od innych, kimkolwiek jesteśmy, bo tak. Bo mamy dłuższe uszy, większe bicepsy, albo grubrze penisy. Jesteśmy lepsi, bo jesteśmy lepsi”. Chociaż dla każdego, kto miał w zwyczaju odrobinę chociaż używać tego pudełka, które zazwyczaj się nosi na szyi, zwanego potocznie łbem, te teorie brzmiały idiotycznie, zawsze znajdywali się kretyni chętni w nie uwierzyć. Właśnie przez nich świat wygląda tak, jak wygląda.
Jeden wielki, nieumyty kibel.
Obejrzałem tą część wiadomości do końca. Dalej była audycja z obchodów rocznicy wybuchu jakiejś wojny, czy bitwy, nie jestem pewien. Coś związanego z dawnym konfliktem między elfami a krasnoludami. Uściski dłoni, uśmiechu, parada wojska, kwiaty i inne tego typu rzeczy. Nie znam się za bardzo na historii, zwyczajnie nigdy mnie specjalnie nie interesowała. Stare, nikomu niepotrzebne bzdury, zmienione przez historyków tak, by pasowały bardziej do wizerunku rasy. Współczesne wersje tamtych wydarzeń dla nas i dla elfów różnią się między sobą tak diametralnie, że tylko po datach można by rozpoznać, iż działo się to w tych samych dniach. Prawdy w nich niewiele, a luki powstałe po jej wycięciu zapełniono wygodnymi kłamstwami i jeszcze wygodniejszymi oskarżeniami.
Wyłączyłem telewizor i rzuciłem pilot na wersalkę. Odbił się od miękkiego materaca i upadł z trzaskiem na twarde deski podłogi. Oczywiście, czego można się było spodziewać, wyleciały z niego baterie i potoczyły się, niezwykłą wręcz złośliwością rzeczy martwych, zatrzymując się w miejscach, które reklamy odkurzaczy, mopów i środków czystości nazywają „trudno dostępnymi”. Zakląłem cicho i machnąłem na to ręką. Dzisiaj już nie planowałem włączać tej skrzynki dla znudzonych debili, więc wyciągne je dopiero jutro, albo kupię nowe, a te niech sobie leżą i się wyładowują do woli.
Dokładnie w chwili, gdy przechodziłem z pokoju gościnnego na korytarz, zadzwonił telefon. Leżąca na szklanym, eleganckim stoliku komórka rozdarła się dziko. Jak na porządnego krasnoluda przystało, zamiast standardowego dzwonka ustawiłem sobie refren jednego z ostrzejrzych kawałków kapeli „Zbite Jaja”. Opentańczy ryk rozbrzmiał w ciszy, która zaległa w domu po wyłączeniu telepudła i, chociaż lubiłem tą piosenkę, to zakląłem plugawie. Pasowało to jak pies do elfa.