Ciemno¶æ nocy...
Ciemno¶æ nocy otacza³a pusty las, i tylko ¶wiat³o ksiê¿yca trochê j± rozprasza³o, odbijaj±c siê od ¶niegu, le¿±cego na ziemi. Bia³y puch przykrywa³ ga³êzie iglastych drzew.
Ch³odny mro¼ny wiatr irytowa³ ukrywaj±cego siê w rowie cz³owieka, który obserwowa³ znajduj±ce siê nieopodal legowisko wilków.Bardzo chcia³ tam podej¶æ,ale by³o ono pilnowane przez trzy bardzo du¿e samce. Na szczê¶cie jego zapach nie by³ wykrywalny, dziêki specjalnej ma¶æ z korzenia dzikiego kwiatu. Mia³ te¿ na sobie bia³e futro, które zakrywa³o go w zimowej poduszczê.
Nagle co¶ zwróci³o uwagê drapie¿ców. Dwóch z nich pobieg³o w jakim¶ kierunku. Lecz pozosta³ najsilniejszy.
To by³a dobra okazja na atak! Mê¿czyzna próbowa³ wilka podej¶æ od ty³u,jednak on spostrzeg³ go instynktownie i zwinnym skokiem rzuci³ siê na niego i powali³. Napastnikowi w ostatniej chwili uda³o siê przebiæ krótkim mieczem cia³o samca, ale to nie pokona³o definitywnie zwierzêcia, które otworzy³o szeroko szczêkê staraj±c siê rozszarpaæ szyje oprawcy i zabiæ resztkami si³. Trzymaj±c kark wilka, czu³ ¿e nie uda mu siê go d³ugo powstrzymywaæ i zaraz niechybnie zginie. Nagle us³ysza³ odg³os kopyt. A po pewnym czasie stworzenie drgnê³o oraz osunê³o siê martwe na ziemiê.
Zauwa¿y³ strza³ê wystaj±c± z g³owy trupa, a kilka kroków dalej m³odzieñca z ³ukiem na szarym koniu.Szczup³e, d³ugie ramiona u³atwia³y mu pos³ugiwanie siê broni±.Kiedy zdj±³ he³m zobaczyæ mo¿na by³o jego krótkie, bia³e w³osy i piêkne, b³êkitne oczy.
£ucznik przyby³ z dwoma innymi je¼d¼cami. Du¿o starszy towarzysz, pokryty na twarzy licznymi bliznami,swym stalowym spojrzeniem, uwa¿nie wszystko obserwowa³. Nad jego wierzchowcem by³y przewieszone dwa nie¿ywe wilki, prawdopodobnie pozostali stra¿nicy.
- Jeszcze chwila, a rozwali³by ci gard³o. Na szczê¶cie zd±¿y³em! - Odezwa³ siê dumnie m³ody ratownik.
Po chwili zsiad³ z konia trzeci mê¿czyzna, po czym podszed³ do legowiska i zauwa¿y³:
- Nie jad³y nic od dawna, widaæ tu tylko resztki jedzenia sprzed ostatniego udanego polowania, wiêc nie z³apa³y dzieci.
- Pewnie gdzie¶ siê schowa³y i zamarz³y! Nigdy ich nie znajdziemy! – Stwierdzi³ cz³owiek niedawno walcz±cy ze zwierzêciem.
- Toriell, i tak jeste¶ ranny, to mo¿esz wracaæ do Innerot z moim synem – powiedzia³ przywódca.
Ale on nie wydawa³ siê zadowolony z takiej sytuacji, a jego ognisty wzrok rozpala³ mro¼ny klimat. Z wygl±du ró¿ni³ siê od pozosta³ych, mia³ d³ugie, br±zowe w³osy, ciemniejsz± cerê oraz czarne oczy. Przybysze ignorowali to rozgor±czkowane zachowanie, pewnie przyzwyczajeni do ognistego charakteru swego kolegi.
- Ojcze, ja mogê zostaæ, niech Ardin z nim pójdzie – prosi³ m³odzieniec.
- On mi jest bardziej potrzebny, wiêc nie dyskutuj ze mn±.
Rozmowê przerwa³ nadje¿d¿aj±cy cz³owiek, który nastêpnie poinformowa³ ich, ¿e dzieci zosta³y odnaleziona przez drug± grupê poszukiwawcz± i, ¿e mog± wracaæ do domu.
Ma³e p³atki zaczê³y lekko spadaæ z nieba. A blade s³oñce stara³o siê wychodziæ za horyzontu i rozja¶niaæ noc.Wojownicy weszli w woln± przestrzeñ i jechali przez zwalony ¶nieg.Dooko³a nich rozprzestrzenia³ siê zielony, sosnowy las. Toriell k³usowa³ z ty³u grupy. Nie czu³ siê zbyt dobrze i trochê s³ania³ siê na koniu. Rana na szyj nie by³a perfekcyjnie opatrzona, musia³ poczekaæ na odpowiedni± pomoc, a¿ dojad± do grodu. Ardin zauwa¿y³ to, wiêc podjecha³ do niego i pocz±³ prowadziæ jego wierzchowca oraz pilnowaæ, by nie spad³. Na przodzie pêdzili ojciec i syn, zajêci rozmow±.
Us³ysza³ ciche westchniêcie Ardina. Widaæ by³o, ¿e jest w dobrym humorze. Pewnie dlatego, bo wdowa i matka zaginionych dzieci, by³a jego znajom±. A przedtem nie móg³ znie¶æ my¶li, ¿e bêdzie musia³ poinformowaæ j± o stracie ca³ej rodziny. No i zaczê³a mu siê gêba nie zamykaæ. Przez to gadanie, Toriella rozbola³a g³owa. S³ucha³ go niezbyt dok³adnie. Zrozumia³ tylko tyle, ¿e kobieta bêdzie bardzo szczê¶liwa i,¿e on lubi jej zaws