Budka z pocałunkami cz4
Autor: AkFa
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0
który Connor wycisnął mu na ustach był tak pełen obietnic, że Cory przeraził się nie na żarty. Nie miał jednak czasu na analizę, bo starszy mężczyzna skierował go do drzwi mamrocząc z aprobatą.
– Jedyny słuszny wybór.
Droga minęła Cory'emu jak we śnie. Obaj milczeli, pogrążeni we własnych myślach, które mknęły przez ich głowy równie szybko jak światła aut na ciemnych ulicach. Cokolwiek miało się zdarzyć nie mogło wróżyć dla niego nic dobrego. Wiedział to. Czuł całym sercem, a jednak nie potrafił zrezygnować. Ochłapy były lepsze niż nic…
… i gardził sobą, że jest tak słabym człowiekiem.
Ale skoro już miał zamiar popełnić takie szaleństwo, to zamierzał czerpać z niego pełnymi garściami.
Mieszkanie było modne, nowoczesne i praktyczne jak sam właściciel. Dwa pokoje, sporych rozmiarów salon połączony z jadalnią i funkcjonalna kuchnia. Cory jednak zbyt był przerażony i spięty, aby podziwiać piękne reprodukcje na ścianach, czy aby docenić jak miękki, puszysty dywan pieścił jego bose stopy.
Nie wiedział co robić. Jak się zachować. Co mówić.
Nie wiedział, co właściwie tam robił.
Connor jakby wyczuwając jego wahanie chwycił go za łokieć i skierował do środka apartamentu.
– Chcesz obejrzeć mieszkanie? – zapytał, kiedy Cory tylko potrząsnął głową, że nie, sam przytaknął jakby spodziewał się takiej odpowiedzi. – Na co masz ochotę? Mogę coś ugotować dla nas, choć nie przeczę, że moje umiejętności są raczej ograniczone. – Uśmiechnął się lekko sardonicznie do nadal milczącego, sztywno stojącego Cory'ego. – Za to świetnie zamawiam.
– Nie jestem głodny – wymamrotał w końcu mniejszy mężczyzna. – Chyba nie zdołam nic przełknąć – przyznał bez zażenowania.
Connor spojrzał na niego z uwagą, lekko przekrzywiając głowę. Wręcz widać było jak go analizuje.
– Czy to nie jest to czego chciałeś? – zapytał jakby szczerze zaskoczony.
Cory przymknął oczy, aby zwalczyć zawrót głowy. Aby zwalczyć łzy, które nie wiadomo skąd się brały. Był idiotą. Skończonym, żałosnym idiotom, który powinien wymierzyć sam sobie porządnego kopa.
Tak! Być tutaj z tobą, to jest to czego pragnę! Ale nie tak, po prostu nie tak…! – Chciał wrzasnąć, ale tylko żałosne kwilenie wyrwało się z jego ust.
– Bez względu na to co powiem, będzie to brzmiało melodramatycznie, ale prawda jest taka, że cokolwiek się dzieje między nami będzie okupione moim bólem – wyszeptał z zamkniętymi oczyma, nie opierając się, kiedy Connor przyciągnął go do swojego twardego, szczupłego ciała. Ciepło, które promieniowało z niego, było wręcz dech zapierające. Stali przy sobie, stykając się całymi ciałami, a jednak nie miało to nic wspólnego z objęciami. Cory drżał wewnątrz. – Chciałbym móc po prostu stąd wyjść i nie obawiać się, że do końca życia żałował bym tego…
– Zadziwiasz mnie – mruknął Connor zamyślonym tonem, a jego głęboki głos rezonował wręcz w klatce piersiowej Cory’ego. Instynktownie wsparł się na niej, niezachwianie wierząc w siłę zniewalającego go mężczyzny. Connor stał spokojnie i nieugięcie niczym mur, pozwalając mu czerpać z jego siły. – Nie wiem czy potrafię cię pojąć. Jest w tobie uczciwość, która sprawia ci najwyraźniej więcej bólu niż korzyści, a mimo to trzymasz się jej obiema garściami. Imponuje mi to, że nie udajesz, że nie wiesz po co tutaj jesteśmy. Zadziwia mnie twoja szczerość. Postrzeganie rzeczywistości bez zakłamania i obłudy…
– To mnie zabija. O tyle łatwej byłoby się oszukiwać. Iść z tobą do łóżka jeśli udałoby mi się cię tam zaciągnąć. Przelecieć tyle razy, abyśmy obaj chodzili śmiesznie przez tydzień, albo zwyczajnie