Brześć (fragment, cz.2)
– Grażdanin komendant, u nas nie Polsza. Do pociągu wpuszcza konduktor, wszystkie miejsca w pociągach na długich trasach są numerowane i sprzedawane z miejscówkami. Nie ma mowy, aby ktoś wszedł dodatkowo.
– Rozumiem, towarzyszu naczelniku. To jednak sprawa załatwiana na wysokich szczeblach, w ramach porozumienia o wymianie. My jedziemy do was, wasi jadą do nas. Może by tak wyjątkowo udało się nas wpuścić do jednego z tych dwóch pociągów? Mam jeden dzień w zapasie do odlotu samolotu z Moskwy. Jeżeli jednak coś znów nas opóźni, to katastrofa. Nie mogę ryzykować, jest nas trzydziestu dwóch i nie mogę rozdzielić hufca. Bilety na samolot mamy załatwione na konkretny lot. Może by jednak coś się udało załatwić?
– Dostałem prikaz pomocy. Telefonowałem gdzie trzeba, rozmawiałem, ale naprawdę dzisiejsze dwa pierwsze pociągi odpadają. Wszystko za późno. Jedzie jeszcze wieczorem trzeci, może na niego uda mi się załatwić wam bilety. Siądźcie, odpocznijcie, zaraz znów podzwonię. Napijecie się czaju?
– Chętnie, dziękuję. Niesamowity upał dzisiaj, gardła nam pozasychały.
Uczynna słowiańska dusza była jednak z tego Rosjanina. Usiedliśmy ze Sławkiem w fotelach, jego sekretarka przyniosła nam herbatę, zaparzoną w prawdziwym samowarze. Z wielką przyjemnością popijałem ją, gasząc pragnienie. W tym czasie naczelnik co chwila gdzieś dzwonił. Raz zrywał się przy rozmowie na baczność; innym razem, rozwalony w fotelu, wrzeszczał do słuchawki „fortissimo”. Ciekawie to wyglądało. Od razu można było się domyślić, kto jest akurat po drugiej stronie linii telefonicznej – przełożony czy podwładny. Pierwszy obrazek z odmienności obyczajów.
Wypiliśmy herbatę i dalej czekaliśmy. Cierpliwość i niedziwienie się, to jedne z podstawowych cnót w podróżach w nieznane. Po prawie godzinie siedzenia, z czego większość czasu była oczekiwaniem na połączenia telefoniczne, w trakcie kolejnej takiej rozmowy twarz naczelnika nagle rozpromieniła się. Odłożył z namaszczeniem słuchawkę na widełki i spojrzał dumny na mnie. Czyżby załatwił?!
–Nu, tawariszcz Paljak, wsio w pariadkie. Macie bilety na wieczorny pociąg. Rano będziecie w Moskwie.
– Z serca dziękuję, towarzyszu naczelniku. Zdążymy na samolot, to najważniejsze. Dość już miałem problemów po drodze. Naprawdę dziękuję.
– To co, komendant? Może po stakaniku? Za pomyślność i spokojną podróż?
– Dziękuję, ale nie mogę, odpowiadam za ludzi. Jeszcze długa droga przed nami. W innym czasie nie odmówiłbym.
– Nu, kak nie można, to nie można. Panimaju, służba nie drużba. Życzę zdrowia.
Podszedł do mnie