BRACTWO: zaprzysiężona #1
Caterina siedziała w ciszy, po chwili jednak podniosła się ze swojego miejsca. Podeszła do Dominika, oparła się o zlew i popatrzyła na nas dwoje przy stole.
- Io non capisco. (nie rozumiem)
- Dyskutują o podłodze – chłopak odpowiedział jej zaczynając się śmiać, w nadziei że dziewczyna go zrozumiała. Ona zaś patrzyła na niego z tak samo pytającą miną, którą ja raczyłam obdarzyć Marcina. Próbowała się uśmiechnąć. - Floor, amm il pavimento (podłoga)
Teraz gdy nareszcie wszystko było jasne, oboje wybuchnęli śmiechem. Trudno im się dziwić. Mają przecież przed sobą dwoje wariatów, kłócących się o to czyja jest podłoga.
Tak pokrótce wyglądają nasze poranki.
Nie jesteśmy spokrewnieni, nie jesteśmy też zwyczajnymi przyjaciółmi.
Jesteśmy rodziną. Caterina dołączyła do nas jakiś czas temu, szybko wbijając się w nasze zwyczaje i przyzwyczajenia.
Niech was jednak nie zwiedzie nasza normalność. Nikt z nas nie jest normalny. Nasz świat... nie jest normalny. Za dnia jesteśmy tylko grupą przyjaciół, ale gdy nikt nie patrzy prowadzimy krwawą wojnę z nieśmiertelnymi już od wieków. Dla niektórych – na przykład dla Marcina – to zwyczajne dziedzictwo, dla innych jak dla mnie czy Dominika, to kwestia wyboru. Tylko że to nie był nasz wybór.
Nasza rodzina jest duża. I wszyscy się wspieramy. Jest może czasem patologicznie, ale kochamy się.
Niedługo jednak wszystko się zmieni...