Kruczki podświadomości
Siedział w parku pełnym wyniosłych dębów. Jego ławka pozbawiona była deski na oparciu, akurat na wysokości krzyża, nawet ona nie chciała mu ulżyć. Dłonie oparte o podbródek, łokcie na kolanach, wyszedł z niego myśliciel, co krąży wokół pustego cielska. Oczy wodziły za babim latem, nawet nie domyślał się, że to jest forma podróży dla pająków. Najchętniej sam wzbiłby się na przędzonej przez Parki nici, lecąc przez życie w poszukiwaniu własnego miejsca. Ono robiło go na szaro, przed zielonymi oczami widniała mgła, kłębiąca się jak jego myśli. Widział sieć powiązań, po których nie umiał się poruszać. Czuł się niczym zwinięta w pajęczynę ofiara, jad sączyła mu rzeczywistość, czekał na swoją kolej w „naturalnej kolei rzeczy”.
Zegarek dla niego wskazywał każdorazowo godzinę „zero”, wierzył w to, że zaraz coś się zdarzy. Nie mógł określić, co może być tym „czymś”. Może liczył na to, że spełni się jakiekolwiek życzenie z worka bez dna ludzkich pragnień. A może liczył jedynie, że ktoś podejdzie do niego, usiądzie obok i zapyta o przyczynę. Sam nie wiedział, co chce osiągnąć. Wszedł, jak to mówił, w „wiek klęski”.
Jeszcze niedawno zdawałoby się, że złapał wiatr w plecy, że płynął z naturalnym nurtem „powodzenia”. Zaczęło się od dostania się na studia, wyobrażał to sobie przez lata; zda maturę, dostanie się i zdobędzie upragniony przez rodzinę status studenta. Zaraz po tym, postarał się spełnienie kolejnego pragnienia rodzicieli, zdał egzamin z języka angielskiego, przez co na uczelni nie musiał uczestniczyć w zajęciach językowych. Postarał się jeszcze o prawo jazdy, które stało się wstępem do jego deus machina – spirali nieszczęść.
Otaczająca go mgła otoczyła umysł. Zdarzenia, jakie miały miejsce ścisnęły jego powieki, wyciskając łzę boleści. Czuł, że spada z piedestału rodzinnych wyobrażeń. Park znajdował się w niewielkiej odległości od zacisznej drogi, z dala od domów, czy miejskiego zgiełku. Siedział nadal, miał na sobie jeansowe spodnie, rozdartą koszulkę, po palcach i skroni spływała mu krew – krew niewinnej osoby. To było takie szybkie, takie nieprzemyślane. Nie było mu dane pomyśleć, czy choćby zatrzymać kadru i skończyć na nim filmu.
Przecież nawet nie pił, oczy miał młode i sprawne, jednak czy ma to wpływ na los? Było późne popołudnie, jechał ową drogą obok parku, jego samochód był już nieco starym wozem, gdyż wiekiem sięgał nowego tysiąclecia, a to było 10 lat temu. Jechał niezbyt szybko, nie był piratem drogowym, jednak szybkość jego jazdy nie miała tutaj wpływu na tok wydarzeń.
Wpatrzony był w wymijany znak, gdy wtem pod maskę wbiegła mu dziewczyna. Zdążył tylko zobaczyć jej przerażoną minę i ciało rozbijające się o przednią szybę. Kawałki szyby poszarpały mu dłonie i twarz, nie wierzył w to, co się stało. Przez parę sekund siedział w aucie, a gdy wyszedł nie chciał spojrzeć w stronę kobiety. Miała nienaturalnie wygiętą rękę, nogi w goleniach przebite kośćmi, poszarpana biała suknia i purpurowy odcień twarzy. Bał się podejść, ciężki szok doprowadził do tego, że zostawił ofiarę tak jak leżała. Poszedł usiąść na krawędź ławki, kiedyś słyszał, że „krawędź to dobre miejsce do rozmyślań”.
Zbierając części siebie, postanowił, że podejdzie do miejsca zdarzenia. Z daleka widział świecące reflektory, rozbitą szybę w aucie, jedyne, czego nie dostrzegł z daleka to ciała kobiety. Podszedł do samochodu i mimowolnie spojrzał w stronę bagażnika, koło którego powinna znajdować się martwa dziewczyna. Tylko, że... jej tam nie było! Dałby sobie rękę uciąć, że ona tam leżała, biała dama o jasnych włosach. Podszedł bliżej, przecierając oczy, nadal jej nie widział. Obszedł samochód od strony kierowcy, jedyne co zauważył to martwy kruk leżący obok samochodu. Czy to możliwe, że wpadł mu na szybę? Jeżeli tak t