Borderka
. Łzy płyną. Cały czas czuję jego oddech, okropny dotyk. I ból. Nie udźwigłam tego. Nie chciałam żyć! Znów przedawkowałam prochy. Kolejna próba. Znów odratowana. Ileż można cierpieć? Kurwa! Umrzeć! Chcę umrzeć! Moja wina. To ja prowokowałam. Nienawidzę siebie! Życzę sobie śmierci. Tym razem nie trafiłam do wariatkowa. Postanowiłam, że postaram się zapomnieć, wymazać wszystko z pamięci i zacząć żyć normalnie, tak jakby to się nigdy nie wydarzyło. W jakimś sensie udało się to, ale wróciło ze zdwojoną siłą. Skończyłam liceum, zrobiłam maturę. Schudłam. Rodzice naciskali abym poszła do pracy. Trzeba dołożyć się do budżetu. I tak znalazłam się w centrum zarządzania gotówką. Byli ze mnie dumni. W końcu. Nie trwało to zbyt długo. Poznałam tam Krzyśka. Starszy ode mnie o 12 lat. Zupełnie nie w moim typie. Ale pociągał mnie. Miał w sobie to coś. Zaczęliśmy się spotykać. Zaufałam mu. Czułam się przy nim bezpiecznie. Był dla mnie jak troskliwy ojciec. W dzień szacunek, w nocy dziki i namiętny seks. Połączył nas. Byłam zakochana - pierwszy raz w życiu. Chciałam założyć rodzinę. On nie był gotowy. Świeżo po rozwodzie. Zaczęło się psuć między nami. Kłótnie, pretensje, zazdrość. Rozstaliśmy się. Dla mnie to koniec świata. Jedyna osoba którą miałam porzuciła mnie. Rozpacz. Nienawidziłam mężczyzn. Nie chciałam się więcej wiązać. Liczył się seks i zabawa. Miałam duże powodzenia u płci przeciwnej i umiałam to wykorzystać. Przygodny seks. Numerek. Koniec znajomości. Rozkochiwałam i porzucałam. Nie dopuszczałam do zaangażowania. Byłam bez pracy, na utrzymaniu rodziców. Długi rosły. Naciskali na spłatę. Wieczne awantury. Miałam dość. Nie potrafiłam dłużej utrzymać się w robocie jak miesiąc. Szybko się nudziłam. Kasa potrzebna od zaraz. I tak narodził się w mojej głowie pomysł na szybką kasę. Puszczałam się na prawo i lewo, więc czemu na tym nie skorzystać. I tak zostałam dziwką. Prostytutką. Zwykłą kurwą. Klientów znajdowałam w sieci. Dawałam to czego oczekiwali a w zamian brałam chajs. Sprzedałam się, swoje ciało. Nienawidziłam się za to. Byłam poniżana, wyzywana, poniewierana. Spełniałam ich zachcianki. Bolało. Rozpadałam się po kawałku. Moja dusza umarła, nie istniała. Ciało odłączyło się od mózgu. Ruda ty dziwko! Szmato! Jak mogłaś?! Jesteś puszczalską kurwą! Osiągnęłam dno. Totalne dno. Stoczyć bardziej się nie dało. Nie zasługujesz na szacunek! Suko! Zdechniesz w piekle! Na samą myśl o tym wszystkim, pojawia się nienawiść, złość. Ból. Upokorzenie. Łzy płyną. I co? Co ci da ten płacz?! Trzeba było myśleć wcześniej. Zabij się! Choć pewnie i tak ci znów nie wyjdzie. Nawet tego nie potrafisz zrobić. Ty nieudaczniku! Chwila. Chwila. Na czym to ja skończyłam? No tak. Dno. Moje życie nic nie warte. Pieprzyłam się z kim popadło. Ważna kasa. Cierpienie. Najbardziej bliskie uczucie. Autodestrukcja. Zniszczyć swoje ciało. To plan. Dawałam dupy. Wykorzystywanie. Oszukanie. Zdarzało się że klient wziął co chciał i nie płacił. Porzucał mnie jak zdechłego psa. Zasłużyłam sobie na to. Znów chce umrzeć. Zasługuje na karę. Chcę się skrzywdzić. Seks nie kojarzył się z bliskością. Był zarobkiem, odreagowaniem, samounicestwieniem, chęcią ukarania. Moje ciało zostało skażone przez zły dotyk, gwałt. Zasłużyło na poniżenie. Cały proceder trwał może 2-3 miesiące. Nie dałam rady. Całkowicie się zeszmaciłam. Ale chciałam z tym skończyć. Zmieniłam wizerunek. Zaczęłam nowy rozdział w życiu. Cel: stabilizacja. Kolejna praca, tym razem normalna. Zbyt długo nie zagrzałam miejsca. I tak co rusz. Zmiana. Zmiana. Zmiana. Wszystko przeplatane z randkowaniem. Nie wychodziło. Wszystko kończyło się tak samo. Burzliwe relacje na zmianę z namiętnym i dzikim seksem. Szantaż emocjonalny. Przywiązanie. Porzucenie. Chaos. Dezorganizacja. Cierpienie. Nienawiść. Lęk. Strach. Miłość. Obawa. I w kółko to samo. Poznałam przyszłego męża. Znów zaufałam. Zakochałam się. Był wszystkim