Borderka
ztet. Brzydula. Nieudacznik. Mimo rozczarowania, dalej miałam nadzieję że znajdzie się ktoś kto mnie zaakceptuje. Tak bardzo tego chciałam. Samopoczucie w dół. Nie istnieje. Zasługuje na wieczne potępienie. Nikt mnie nie chce, nie kocha. Moje życie jest bez sensu. Autodestrukcja. Tylko ona trzymała mnie przy życiu. Tylko ona rozumiała. Dawała ukojenie. Kolejny pobyt w szpitalu. Tym razem spędziłam tam miesiąc. Odstawili mi leki, stwierdzili że jestem zdrowa. A ja chciałam umrzeć. Kurwa umrzeć! Nue rozumiem tego. Ale cóż. Po wyjściu ze szpitala znów świat wirtualny, znów spotkania. I ten dzień. Ten kurwa dzień. On zmienił całe moje życie. Łzy napływają do oczu. Ja pierdole. Na samą myśl o tym, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Znów tracę swoją tożsamość. Umrzeć! Śmierć! Marzę o tym! Dlaczego mnie to spotkało?! Nie wytrzymam. Mam wielką ochotę na cięcie, chociażby małe. Krew. Ukojenie. Chęć skrzywdzenia się jest ogromna. Tęsknię za tym bólem fizycznym, za tą ucieczką, ulgą po samookaleczeniu. Ehh... Rozmarzyłam się. Brakuje mi tego. Tego odreagowania. Zaraz. Zaraz. Odbiegłam od tematu. Znów zaczęłam przeżywać ten dzień. Ruda ogarnij się! Wróć do świata teraźniejszego. To przeszłość. Zapamiętaj to raz na zawsze! Jest mi źle, cholernie źle. Jestem szmatą. Po chuj mi to było. Moja wina. Moja bardzo wielka wina. To nie miało prawa się zdarzyć. Pamiętam ten dzień, ten przeklęty dzień. Jakby wydarzył się wczoraj. Umówiłam się z tym chłopakiem przez neta. Mieliśmy iść na imprezę, pobawić się, bliżej poznać. Pogoda spłatała nam figla i popsuła wszystkie plany. Patrick wydawał się sympatyczny, spokojny. Był studentem. Od początku złapaliśmy wspólny język. Zaproponowałam mu abyśmy poszli do mnie, bo wieczór jeszcze młody. Nic nie zapowiadało, że jest w stanie mnie skrzywdzić. Rozmawialiśmy z dwie godziny, po czym w pewnym momencie rzucił się na mnie. Przestraszyłam się. Nikogo nie było w domu. Zaczął mnie nachalnie całować, dotykać. Prosiłam aby przestał. Bałam się. Widząc moje przerażenie w oczach, ten strach sprowokował go do dalszych czynów. Siłą zdjął mi spodnie i zaczął... Gwałcić! Prosiłam, błagałam by przestał. Nie zwracał na mnie uwagi. Był brutalny. Bałam się krzyczeć. Bałam się że mnie zabije. Sparaliżowało mnie, nie byłam w stanie się ruszyć. Łzy spływały po poliku. Modliłam się by przestał. By to wszystko się skończyło. To tak bardzo bolało. Mój pierwszy raz. Gdy skończył, jak gdyby nigdy nic ubrał się i wyszedł. Byłam zdezorientowana. W szoku. Nie wiedziałam co się dzieje. Strach. Lęk. Ból. Kurwa! Zostałam zgwałcona! Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Czułam się jak dziwka. Czułam się upokorzona. Brudna. Poszłam do łazienki by zmyć z siebie to wszystko. Szmata ze mnie. Znienawidziłam się, nienawidzę swojego ciała, samej siebie. Pocięłam się, nie wytrzymałam. Ten przeklęty ból. Dlaczego to mnie spotkało? Jestem sobie sama winna. Jestem naiwna, zaufałam i mnie skrzywdzono. By zapomnieć upiłam się i położyłam do łóżka. Chciałam umrzeć, nie czuć, nie myśleć. Wysłał mi wiadomość "przepraszam". Jak można zgwałcić a potem mieć czelność przepraszać. Rodzice zanim wrócili do domu, spotkali sąsiada, który opowiedział im że był u mnie murzyn. Zastali mnie zapłakaną w łóżku. Matka o nic nie pytała, nie przytuliła. Nic nie zrobiła! Potrzebowałam cholernego wsparcia, zrozumienia, pocieszenia, a w zamian dostałam tekst "czy kupić tabletki 72h po". I wyszła z pokoju. Zostawiła mnie tam samą. Tak bardzo jej potrzebowałam. Czułam wstyd, upokorzenie. Na drugi dzień kupiła tabletki i kazała wziąć, po czym wyszli z domu na cały dzień. Nigdy nie zapomnę tego bólu po tabletkach, zwijałam się, płakałam, bałam. Na czworaka doczłapałam się do sąsiadki po leki przeciwbólowe. Myślałam że umieram. Przez kolejne dni nie było ze mną kontaktu, zamknęłam się w sobie na dobre. Przed oczami on