Bóle fantomowe
ł zamek. Drzwi uchyliły się – stanął w nich niewysoki facet w beżowej skórzanej kurtce i czarnych spodniach w śmieszne prążki.
- Jacy Krzyżacy, psia twoja mać? Chcesz mnie obrazić? – rzucił zamkowy selekcjoner, przygryzając groźnie wąsy.
-Na Boga, Lachy! Skoro tak, to chętnie skorzystam z waszej gościnności – odpalił rozbawiony Kuba.
- Pójdziesz tak jak te świecące strzałki wskazują – wykidajło pociągnął solidnego macha i cisnął papierosa za drzwi, którymi za chwilę trzasnął z całej siły.
Kuba lawirował po tajemniczym obiekcie, prowadzony świetlnymi strzałami amora. Dotarł do miejsca przeznaczenia, o czym świadczyła automatycznie zapalająca się lampa wisząca nad solidnymi, metalowymi drzwiami.
- Proszę wchodzić szybko i nie wpuszczać zimna – rzekła ubrana w szlafrok kobieta, próbując chwycić Kubę za rękę. Pusty rękaw wyraźnie ją zmieszał. Stanęła za kontuarem i sięgnęła po zeszyt.
– Proszę bardzo, czym możemy służyć? Zbliżają się święta, część dziewczyn wyjechała do domów, ale z pewnością znajdzie pan kogoś interesującego. – ciągnęła przerzucając kartki ze zdjęciami.
- Chodzi o ból… - Kuba był nie mniej zmieszany niż burdelmama.
Kobieta jeszcze przez chwilę przewracała kartki.
- Nie ma problemu. Ale musi Pan poczekać pół godziny. Lady Klara to doświadczona domina, będzie pan zachwycony.
- Nie, nie w tym rzecz… - położył na ladzie wizytówkę i wskazał na zielony krzyżyk.
Mama zamknęła zeszyt i schowała go do szuflady.
- Ależ oczywiście, przepraszam, że nie domyśliłam się od razu. Płaci pan teraz sto pięćdziesiąt złotych, resztę da dziewczynie, kwota zależy od rodzaju środka.
Wręczył mamie pomięte banknoty. Przeszli wąskim i długim korytarzem. Znaleźli się w dyskretnie oświetlonym pomieszczeniu wyposażonym w dwie sofy. Na przeciwległej ścianie znajdowały się drzwi z naklejonym fluorescencyjnym krzyżem. Jedną z sof okupował mężczyzna w średnim wieku, masujący spuchniętą twarz.
- Kolejka nie jest długa, proszę usiądź i poczekaj - mama pogłaskała policzek Kuby – może później zdecydujesz się na inne atrakcje. Zapraszam na dół, do piekiełka – odprężysz się, zobaczysz dziewczyny…
- Chętnie wypiję z tobą drinka – Kuba był już rozluźniony, czemu dał wyraz poklepując mamę po wypukłości z tyłu szlafroka.
Siedział przez chwilę w milczeniu, od czasu do czasu zerkając na spuchniętego jegomościa. Nieszczęśnik odezwał się pierwszy:
- Pieprzona szóstka, robiłem ją miesiąc temu, boli gorzej niż przed leczeniem.
- Czemu nie pójdzie pan do dentysty, który to tak sknocił? – pociągnął temat Kuba.
- Daj pan spokój, za Chiny Ludowe nie zgodzę się na wiercenie bez znieczulenia.
Kuba zaśmiał się szczerze, a potem popadł w zadumę.
- Pana boli ten zgniły ząb… Patrz pan, mnie boli dłoń – rzekł Kuba odsłaniając kikut.
- Jak… jak to dłoń? – wymamrotał spuchlak.
- No właśnie, nie ma, a boli. To dopiero pech – Kuba znowu rechotał – Szczęście w nieszczęściu, że działają na to środki przeciwbólowe.
Facet z zepsutym zębem zasępił się. Pewnie zastanawiał się nad poznanym właśnie fenomenem.
- Nie zrobił pan zapasu? – odezwał się wreszcie.
- Przegapiłem... No wie pan, terminy są ruchome i jakieś takie to wszystko zawiłe i tajemnicze. Zakaz sprzedaży środków przeciwbólowych trwa czterdzieści parę dni i kończy się w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni księżyca po równonocy wiosennej, czy jakoś tak… Skomplikowane, prawda? A w tym roku wypadło to jakoś zdecydowanie wcześniej niż w zeszłym…
- Mówiąc krótko, od środy popielcowej towaru nima – zaśmiał się tym razem spuchlak.
- O to, to