Kto ty jesteś? cz.2/2
cd.
Dopiero wszyscy w pokoju wrzasnęli, przysunęli się do biurka. Teraz już mieli wyłożone czarno na białym, potwierdzone z ust samego stalinowskiego urzędnika. Dopiero rozwrzeszczał się tłum na dworze, który przez otwarte okna usłyszał jego odpowiedź.
Biuralista nie odpowiedział już im, ale lekko zbladł, widząc tak blisko siebie rozognione emocjami twarze chłopów. Odruchowo odsunął się wraz z krzesłem, uchylił szufladę i włożył do niej dłoń. W tym samym momencie otworzyły się boczne drzwi i wyszedł z nich miejscowy naczelnik, ubrany w wojskowy mundur, z bronią przy pasie. Był to również Rosjanin, przysłany po wojnie do Oszmiany. Spojrzał na rozgorączkowany tłum, oparł dłoń na kaburze pistoletu i zimno, cedząc słowa przez zęby, wyrecytował:
– Co to za hałasy? Sybiru wam się zachciewa? – Znacząco poruszył palcami na kaburze. Odczekał i jeszcze raz powiódł wzrokiem po twarzach najbliżej stojących. – Wisiała informacja przed urzędem? Wisiała. Że kto się czuje Polakiem, ma zgłosić się w ciągu trzech dni do rajkomu i podpisać bumagę. Białorusini nie muszą. Nikt nie przyszedł, więc zostaliście przypisani do narodowości białoruskiej.
– Jaka informacja? Nic nie wiemy! – odkrzyknął jeden z tłumu.
– Kto pytał? – Naczelnik spojrzał w stronę, skąd padło pytanie, ale nikt się nie odezwał. – Informacja wisiała na początku sierpnia. Urzędnik czekał.
– Toż żniwa w tym czasie. Kto wtedy jeździ do miasta? – Ktoś inny mu przerwał.
– Kto chciał wyjechać do Polski, miał się zgłosić. Był wyznaczony czas. Kto nie, to Białorusin. Tak stanowi nowe prawo.
– A idi ty k jebieni matieri z takim prawem – doszło niezbyt głośno, ale słyszalnie z tłumu stojącego na korytarzu.
– Który to?! Kto przeciw władzy radzieckiej?! – Rosjanin usłyszał wulgarny komentarz, spurpurowiał na twarzy, roztrącił chłopów stojących przed nim i przecisnął się przez drzwi. – Który to?!
„Winowajca” nie był na tyle głupi, aby się przyznać. Naczelnik rozglądał się, ale szybko zmiarkował, że nikt go nie wskaże – wszyscy stali w milczeniu, z ponurymi minami. Podniósł lewą pięść i potrząsnął nią złowróżbnie, ale po sekundzie odwrócił się i wrócił na poprzednie miejsce.
– Władza radziecka jest władzą ludu. Chcecie poczuć jej siłę? – Powiódł spojrzeniem po znowu szemrzących między sobą chłopach. – Jak powiedziałem, w terminie nikt nie zgłosił się jako Polak, a jako Białorusini nie macie prawa do repatriacji do Polszy. Wot i wsio. Rozejść się, bo inaczej...! – Jeszcze raz postukał palcami w kaburę. – No!
Pomruki i szemranie ucichły. Mężczyźni popatrywali niepewnie na siebie i patrzyli spod łba na naczelnika. Nikt już się jednak głośno nie odezwał. Co miały chłopy zrobić? Zadrzeć z potęgą państwa stalinowskiego? Dobrze pamiętali zsyłki za Ural w latach 1940 i 1941, ostatnie ledwie tydzień przed najazdem Hitlera. Słyszeli, że podobne wywózki z miast były także zaraz po „wyzwoleniu”. Nikt z wywiezionych dotąd nie powrócił. To była realna groźba, wisząca teraz nad każdym z przybyłych Polaków i ich rodzinami, gdyby wzburzenie przerodziło się w bardziej otwarty protest. Wiedzieli z doświadczenia, jak władza radziecka rozprawia się z domniemanymi przeciwnikami, a cóż dopiero w obliczu, w jej pojęciu, otwartego buntu.
– Mówiłem, rozejść się! – Naczelnik powtórzył groźbę.
Chłop stojący najbliżej niego zaklął pod nosem, machnął ręką, odwrócił się i zaczął przeciskać do wyjścia. To zadziałało jak kamyk poruszający lawinę – pozostali także zaczęli powoli wychodzić. Nikt już się nie odzywał, nie komentował, głośno nie oburzał; słychać było tylko szuranie dziesiątek butów i skrzypienie starych desek podłogi korytarza. Nikt też nie musiał tłumaczyć ludziom zgromadzonym na zewnątrz urzędu – słyszeli wszystko przez otwarte okna.