Bóle fantomowe
Kuba dowiedział się również, że ciemnoskóra dziewczyna tańczącą przy rurze to nie Murzynka, tylko deczko nadużywająca solarium Ukrainka. Ale dla klientów spragnionych egzotyki jest niezłym wabikiem. W pewnym momencie uwagę Kuby przyciągnął wystrój piekiełka. Rury, lustrzane kule, lasery – to standardowe elementy wyposażenia tego typu lokali. Niezwykłe i nijak nie pasujące do tego miejsca były natomiast obrazy. Około piętnastu malowideł przedstawiało portrety ułanów na koniach.
- Kto jest właścicielem tego lokalu?
Mama uśmiechnęła się i połaskotała Kubę po nosie.
- No powiedz, nie wygadam nikomu – Kuba uśmiechnął się tak słodko jak tylko potrafił
- Tylko patrz dyskretnie. Stolik w rogu, obok alkomatu.
Odczekał kilka sekund i spojrzał we wskazanym kierunku. Od stolika wstał właśnie i poszedł w kierunku baru niski facet w butach z cholewami i marynarce z łatami na łokciach. Kuba podszedł do niego. Nie miał najmniejszej wątpliwości z kim ma do czynienia. Pamiętał doskonale tę twarz z plakatów wyborczych a przede wszystkim z głośnej sprawy misteriów pasyjnych, w których ów polityk wziął udział odgrywając główną rolę i pozwalając przybić się do krzyża. Kuba objął mężczyznę i wykrzyknął mu do ucha:
- Gdy palca do rany nie włoży, nie uwierzy!
Właściciel fabryki-zamku odepchnął swego prześladowcę. Kuba padł na kolana przed mężczyzną, usiłując całować jego dłonie. Ta zabawa najwyraźniej rozbawiła fabrykanta . Rechotał, podobnie jak panienki siedzące przy barze. W pewnym momencie Kuba chwycił adorowaną dłoń i odchylił tak, by wyraźnie ją oświetlić. To była dłoń nie skalana pracą fizyczną a tym bardziej nie nosząca jakichkolwiek śladów gwoździa. Jej właściciel najwyraźniej zrozumiał sens całego zamieszania. Pstryknął palcami zwracając tym uwagę barmana.
- Oszust! Kanalia! – krzyczał Kuba, znajdując się już w uściskach dwu osiłków.
Fabrykant wymierzył Kubie trzy policzki. Wydawał przy każdym uderzeniu rodzaj jęknięcia czy westchnienia, prostując się jednocześnie i stając na palcach, jakby w ten sposób chciał dodać sobie kilka centymetrów wzrostu.
Był to zapewne jakiś magazyn – przy ścianach ustawione były drewniane skrzynie. Jedna ze skrzyń znalazła się na środku pomieszczenia, a na niej stał fabrykant, eksponując lśniące buty z wysokimi cholewami.
- Wąsik pierwsza klasa. I lakiery też fetyszowe – w samobójczym geście wykrzyknął Kuba, udając opanowanie. Nic więcej nie był w stanie powiedzieć przez najbliższą minutę, a to za sprawą solidnego ciosu w brzuch, ofiarowanego bezinteresownie przez jednego z osiłków.
- Szefie, połamać mu giry? – zapytał ten od bicia.
- Trzeba coś takiego zrobić, iżby zapamiętał na całe życie – odpowiedział z wysokości właściciel wąsów.
- Może wanna z kwasem? – dorzucił drugi osiłek.
- Nie, to nie to. Myślę, że najdoskonalszą karą będzie wyrzucenie go poza granice naszego zamku, iżby skamlał pod murami, zdając sobie sprawę, że powrotu nie ma.
Sprawy potoczyły się w zawrotnym tempie. Sesja fotograficzna, odciski palców, kopniak od wykidajły, zimny bruk. Wrota zamku zatrzasnęły się, czyniąc łoskot wielki, wracający echem jeszcze długo.