BABCIA ADA
oś sprawdzać i dłubać w swoim Fiaciku. – Wujku czy zgodzisz się zabrać z sobą o jeszcze jedną osobę więcej nad jezioro?- A kogo? Zapytał. –No mnie, bardzo proszę. Dziewczynka złożyła w błagalnym geście dłonie jak do pacierza. –Hm… Milczał odwlekając z odpowiedzią, aż pojawiła się znów ciotka z torbami, kocami i leżakami. W końcu zaczął mamrotać coś tam pod nosem, że w „Maluchu” jest zbyt mało miejsca dla Laury. Natomiast żona jego dodała:- Od czego masz swoich rodziców? Co ty sobie właściwie myślisz, że my jesteśmy zobowiązani wszystkie twoje zachcianki spełniać?! Jesteś gruba, kaleka, byłabyś dla mnie i wujka tylko korowodem nad jeziorem! Wprost wykrzyczała to swojej bratanicy prosto w oczy bez ogródek. Dziewczyna znowu bardzo popłakała się, ogromnie piszcząc jak dusza w czyśćcu. Oni jak zwykle powsiadali do samochodu, trzasnęli za sobą drzwiami i odjechali. Matka dziewczyny wystraszona co się dzieje na podwórku natychmiast wyleciała z mieszkania. Co się stało Lauro, dlaczego znowu płaczesz? Córka nie mogła z siebie wydobyć głosu z przejęcia zaczęła się zacinać.- Ccciocia pooowiedziałaaa mi, że nie wezmą mnie nigdy z sobą, bo jestem grubą kaleką i tylko byłabym dla nich korowodem, że od spełniania moich zachcianek jesteście wy! Matce jej coś się w środku zagotowało z wściekłości, zamierzała o wszystkim powiedzieć swojemu mężowi zaraz po powrocie jego z pracy. Rodzice Baśki nie mieli własnego samochodu osobowego, ojciec wciąż w rozjazdach na bardzo długich delegacjach, a jak był w domu to pracował wraz z matką w polu albo miał ciągle coś przy samochodach ciężarowych, lub sprzęcie rolniczym do naprawienia w swoim warsztacie, który umieścił w starym niebieskim autobusie. Nieraz nawet jeśli chcieli znaleźć odrobinę wolnego czasu po to, aby spędzić tylko razem we troje więcej jego, wyjeżdżając najczęściej cementowozem, co było niestety rzadkością w tamtych czasach. Dlatego, że w niedziele przeważnie ojciec Laury odpoczywał, odsypiając wszystkie zaległe nocki zerwane na tygodniu. Dziewczyna dzień w dzień ojca swojego widywała ciągle tylko umorusanego od stóp do głów w czarnym jak węgiel smarem kiedy był na urlopie w domu. Gdy w tym samym czasie ci z miasta przyjeżdżali na wieś, po to aby głównie poopalać się w letnim słoneczku, leżąc na kocu, pojeść sobie dojrzałych i pysznych czereśni, papierówek, węgierek prosto z drzew w sadzie babci Adelajdy. Wujek Jerzy (przy wywalaniu z obory obornika i trzęsieniu go później na polu), czy Ciocia Dorota nawet jeżeli poszli do babci pomóc np. grabieniu siana na łące, to zwykle na godzinkę, dwie najdłużej. Potem wracali i pokazywali bratu i bratowej, jakich to oni odcisków sobie narobili przy trzymaniu grab i wideł. Rodzice dziewczyny byli z tym zżyci nie od dziś, dla nich taka harówka przez 24 godziny na dobę nie tylko w gospodarstwie rolnym od świtu do zmroku, bo również przy krowach, świniach była dla nich codzienną normalką. Hodowlę drobiu teściowa zakazała trzymać synowej na jednym podwórku, więc musiała całkiem zrezygnować z tej możliwości. Pewnego dnia było tak upalnie, że syn Adelajdy wracając z cementacji, pouchylał sobie wszystkie szyby w samochodzie, po drodze kupił swojej córce loda i ruszył do domu. Jadąc momentalnie poczuł, że traci siły w sobie, nie wiedział co się z nim dzieje?... Resztkami własnych sił dojechał na podwórze, zatrzymał samochód i zatrąbił. Laura zwykle widokiem z daleka jadącego tatę z wyciągniętym lodem na zewnątrz w dłoni,( ogromnie się ucieszyła i krzyknęła do swojej mamy), iż jedzie cementowóz! Po czym kobieta wyszła, ale dostrzegły obie, że jest coś nie tak jak powinno być, kiedy oddała loda córce. Kierowca z samochodu wymamrotał szeptem do kobiety, żeby pomogła mu wyjść z niego i zaprowadziła go do mieszkania. Co uczyniła, w domu szybko pościeliła łóżko i położyła męża do niego. Zmierzyła mu temperaturę, miał 39 oC, 5 kresek. Chciała jechać rowerem po lekarza, ale chory mąłżonek jej odradził. Wypił aspi