BABCIA ADA
Znów zbliżało się lato i miały zacząć się upragnione od dawna jak co roku przez Laurę wakacje dla , której najbardziej na świecie dłużyła się zima w 4 ścianach jednego pomieszczenia. Ono było dla jej rodziców jak i dla niej samej wszystkim po trochu. Zawsze starała się, żeby na koniec roku szkolnego otrzymać świadectwo koniecznie z czerwonym paskiem, aby nie być gorszą od pozostałych dwojga wnucząt babci Adeli i nie przynieść broń Boże najmniejszego wstydu swoim rodzicom jak i matce ojca. Starsza kobieta nigdy nie miała wolnego czasu dla swojej pierworodnej wnuczki, gdy synowa prosiła ją o przysługę, chcąc zostawić pod jej opieką swoją córeczkę. Teściowa zaraz na poczekaniu znajdowała dobry pretekst, (musiała wyjść, bo właśnie tego samego dnia i o tej samej porze tradycyjnie była umówiona z sąsiadami, do których chodziła oglądać słynne seriale), wolała komuś innemu poniańczyć dzieci, aby tylko nie pilnować swojej wnuczki, choć z natury była ona spokojna, grzeczna i zbyt wiele od dorosłych nie oczekująca. W zupełności wystarczało Laurze to, aby miała podane coś do zjedzenia i picia. Dziewczynce bardzo często nudziło się i przykrzyło, kiedy samotnie w domu bawiła się własnymi zabawkami, czekając cierpliwie na powrót do domu prosto z zakupów matki (zwykle jej mama jeździła po nie latem rowerem w jedną stronę 4 km. i w drugą tyle samo, a zimą autobusem, który kursował 2 razy dziennie rano i po południu). Ewentualnie kiedy ona bardzo ciężko pracowała w gospodarstwie rolnym wiosną np. przy sadzeniu ziemniaków, latem przy zrywaniu i nawlekaniu tytoniu, żniwach a jesienią przy wykopkach. Laura była niestety jedynaczką, wychowywała się ciągle w gronie ludzi dorosłych. Nieodstępnymi towarzyszami małej byli zawsze czworonożni przyjaciele psy i koty, ale ona wraz ogromnie garnęła się do zabawy z innymi dziećmi z sąsiedztwa. Dlatego ten problem niezwykle prześladujący małą Laurę został rozwiązany w ten sposób, iż matka w spacerówce ją zaprowadzała co dzień do starszej sąsiadki Pani Ludmiły, która również mieszkała razem ze swoim synem i jego rodziną. Opiekowała się dwójką własnych wnucząt i zgodziła się popilnować cudze dziecko, jak sama odrzekła: - dla niej to bez żadnej różnicy o jedno mniej czy o jedno więcej. Ulubionym zajęciem jej w znacznie podeszłym wieku, ( bo około 80-tki) staruszki było robienie na drutach skarpetek i swetrów. Dziewczynce bardzo przypadło to do gustu kiedy tak się przypatrywała sprytnym palcom starszej pani. Ogromnie pragnęła jak najszybciej nauczyć się tego samego od niej. ale niestety pomimo wielkiego starania się wciąż Laurze nie wychodziła ta nauka robienia na drutach, była bardzo niecierpliwa i pochopna, iż najczęściej zamiast pomóc w wykonywaniu robótki, to niefortunnie zawsze kawałek spruła misternie wykonanych pleców, bądź przodu pani Ludmile, gdyż lewy drut nagle wylatywał jej z ręki i spadał na podłogę. Na co staruszka odpowiadała uśmiechając się do małej:- oj Lauro ty to chyba nigdy nie nauczysz się bardzo dobrze robić na drutach. Bardzo myliła się, bo po kilku latach gdy dziewczynka podrosła i była w 4 kl. jedna z nauczycielek sama zaproponowała naukę robótek ręcznych jej. Nauczycielka w pierwszej kolejności wzięła się za robótki na szydełku, ale bez rezultatu, więc sięgnęła po włóczkę i druty. Po woli, po troszku dziewczynce zaczęło wychodzić coś nie coś, najpierw dla własnych lalek, potem dla siebie czapki i szaliki, a na końcu już dłubała dla dorosłych śmiało swetry, pulowery, golfy, berety. Zimową porą potrafiła dla zabicia czasu wykonać od 5 do 8 sztuk. Do Laury przychodziły też nieco starsze o niej koleżanki albo inne bardzo chętne sąsiadki do dotrzymania jej towarzystwa w domu. Sama była też zaprowadzana do innych sąsiadów pod ich nadzór podczas nieobecności jej rodziców i babci Ady. Były wakacje i którejś z sobót czy niedziel przyjechała do babci na całe 2 miesiące z miasta ciocia Dorota z wujkiem Jerzym, oraz z Żanetą i Sewerynem. Chłopiec był rówieśnikiem Laury, a dziewczyn