azproszenie
-No, co się tak napurzyłaś? Poleję ci i zobaczysz jak szybko poprawi ci się humor.- to rzekłszy szybko napełniła szklanki. Jedną przysunęła Miriam, drugą sobie. Zgłośniła muzykę, poruszając siebie coś w charakterze tańca. Chwyciła szklankę do ręki i triumfalnie odśpiewała:
Nie ma mnie i nie było
Jest noc
Nie ma mnie i nie było
Jest dzień
Okręt mój płynie dalej
Tam gdzieś
Serce choć popękane
Chce bić
-Kiedyś płakałam przy tej pieśni, bo miałam poczucie takiej nicości, bezsensowności. A my, ludzie na siłę się czegoś doszukujemy. Normalna rzecz, ale szkoda gadać. Teraz już mało co mnie wzrusza, jestem taka twarda jak Stalowa Wola. Ale skojarzenie mi się jebnęło, ciekawe czy chociaż mądre ono było? Pewnie nie, ale chuj tam, aj tam. Czemu nie pijesz? Spróbuj. Może wygląda zniechęcająco, ale jest naprawdę niezłe. Pij.
Miriam wzięła tedy szklankę i zrobiła mały łyk trunku. Smakował jej nawet. Był cierpki, lecz nie gorzki i wcale nie za kwaśny. Przy samym zetknięciu z językiem czuło się słodycz, gdy przepływało przez usta dochodziła do głosu cierpkość, by przepłynąć lekko przez gardło i uderzyć w żołądek ciepłem – jak miła refleksja życia. Postanowiła więc pić. Uznała bowiem to za lepsze od słuchania ciągłych nalegań Dziewczyny, taka była asertywna, ślimara.
-I co smakuje? Oj, smakuje mojemu złotku. – Dziewczyna, śmiejąc siebie, wytargała Miriam za policzki.- Wiesz, że kiedyś nie mogłam pić swojskiego wina? To było straszne. Normalnie tak mi wykręcało żołądek, że no, nie szło pić. A jak, pomimo tego, chlałam, to nie dużo, bo zaraz zwijałam siebie z bólu. Na szczęście mi przeszło. Nie mam pojęcia co to być mogło, ale strasznie na tym ucierpiałam. Nie móc pić, toż to szok! No, ale teraz cieszę siebie, że mogę nadrobić i rozkoszować siebie dobrym swojskim winkiem. Lepsze to niż kwas i siara. Wiesz, tu jest cholernie nudno. Tu jest takie odludzie, że odpierdala. Czaisz, kolonia. Sąsiadów bardzo mało, a jak już to same stare pryki. Nie, nie podniecaj się tym faktem występowania jakichkolwiek sąsiadów. Ty i tak do nich nie dotrzesz, a jak już, to i tak ci nie pomogą, tylko mi narobisz chujnię. Cóż, fakt faktem, tu naprawdę można się poczuć samotnym, a co za tym idzie i pierdolniętym.
-Jeśli już zaczęłaś mi się zwierzać, to może zacznij od przedstawienia się, bo tak się składa, że wciąż nie znam nawet twego imienia.- przerwała jej wywody Miriam.
-Słuchaj, weź odpierdol siebie. Nie przywiązuję wagi do imion. Mnie to możesz nazywać jak ci się podoba, koło chuja mi to lata. Tylko tak się składa, że mam zakaz mówienia ci o swym imieniu, ot co.
Miriam już miała tego dość. Przeto wzięła dwa porządne łyki winka i uśmiechnęła siebie na samą myśl, że będzie ją nazywać kurwą albo coś w tym stylu, ale oczywiście nie miała tyle odwagi, by zaryzykować, bo to nawet taka ciota była.
-A ty nie zapytasz mnie o imię?
-Nie, kurwa przecież wiem, że masz te beznadziejne imię Miriam.
-Skąd wiesz?
-A co, mylę się?
-No nie.
-No, no to czego?
-No to tego, że mnie to dziwi. A może ten dziwny typ Doręczyciel coś ci skazał. Powiedz mi skąd o tym wiesz, bo zaczyna mi to wszystko tak buzować we łbie, że niejako czuję się wkurwiona w tej oto postaci.
-Ale zaczynasz pieprzyć farmazony jakieś. Koło chuja mi to lata, że ty chcesz bym ja oto ci wszystko nagle powiedziała. Tak się składa, że wcześniej ci mówiłam, byś mi nie zadawała zbędnych pytań. Na te nie mogę ci odpowiedzieć i chuj. Rozumiesz, czaisz bazę, kumasz czaczę? A poza tym, to pomyśl sobie, że wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji. Niczego pewni być nie możemy. Nie wiemy do końca jak się znaleźliśmy w danym miejscu, w danej kulturze, a czemu, a po co, a na co. I nie mamy pojęcia jak to się ma skończyć, a po co to wszystko, to już w ogóle nieodgadnione. Widzisz, filozofia, którą oczywiście znam, którą posiadam w jednym paluszku, bo jestem niezła, czasem pomaga. A poza tym, to zmienię kasetę. Lubisz muzykę z Pulp Fiction?