Anna i wampir
Wnieśliśmy potrawy przygotowane przez Annę. Otworzyłem wino. Zasiedliśmy do stołu. Moja żona postarała się – stół wyglądał imponująco.
Po kolacji Anna chciała zaparzyć kawę.
- Zostaw, kochanie. Ja to zrobię. – powiedziałem.
Anna uśmiechnęła się.
Do kawy otworzyłem francuski koniak. Wypiliśmy. Ja zapaliłem papierosa. Potem długo kochaliśmy się.
***
- Wiesz! – odezwała się Anna, gdy odpoczywaliśmy, przytuleni do siebie, rozkoszując się ciepłem i bliskością swych nagich, spoconych ciał – Kocham cię bardzo. Chcę, żebyś to wiedział.
- Wiem. Ja też cię bardzo kocham.
Potem leżeliśmy przez chwilę w ciszy, spełnieni, szczęśliwi – we dwoje.
W pewnym momencie Anna przerwała tę ciszę. Dziś wiem, że była to błogosławiona cisza:
- Mam dwie wiadomości dla ciebie: – zaśmiała się nerwowo - dobrą i złą. Od której mam zacząć?
- Od tej dobrej oczywiście – odpowiedziałem ze śmiechem, jednak w głębi duszy poczułem niepokój.
- Będziemy mieli dziecko…
- To cudownie! – wykrzyknąłem, przerywając żonie. – Nie mogłaś sprawić mi większej radości. Zwłaszcza dziś.
Przytuliłem Anną. Cieszę się - szepnąłem. – Naprawdę!
II
Ja i wampir
Kiedy trochę ochłonąłem, zapytałem Annę:
- A ta druga wiadomość?
- To ja! – wykrzyknęła, jakby od dłuższego czasu tłumiła coś w sobie, dręczyło ją to.
- Co „ty”?
- To… wszystko… ja!
- O czym ty, do cholery, mówisz? – zniecierpliwiłem się.
- To ja ich zabiłam. Nie mogłam inaczej… Dlatego ciągnęłam cię do Warszawy… Chciałam zemsty, sprawiedliwości i… Sama nie wiem. – Anna zrobiła głęboki wdech. - Wszystko to, co pisały gazety od pół roku… te morderstwa… to przeze mnie.
Powoli to, co mówiła Anna zaczęło do mnie docierać.
- Opowiedz mi wszystko – poprosiłem.
- Kilka lat temu zostałam zgwałcona… - Anna mówiła z trudem - … chociaż złapano winnych, to ich nie skazano… jakieś niedociągnięcia formalne, czy coś w tym rodzaju… prawnicze brednie!… - krzyknęła Anna - ale co mnie to obchodzi, do diabła!? Gdzie sprawiedliwość? Czy to moja wina?
Anna załkała i przytuliła się do mnie.
- Nie zdradzisz mnie, prawda?
Wówczas przypomniałem sobie jedną z pierwszych rozmów z matką Anny. Opowiedziała mi w czasie tamtej rozmowy historię z dzieciństwa swojej córki. Anna miała wtedy jakieś dziesięć lat. Była jeszcze dzieckiem. Na urodziny dostała w prezencie szczeniaka, chciała się nim pochwalić, więc wyszła z nim przed dom {mieszkali w domku jednorodzinnym}. Wilczur sąsiadów wdarł się na ich posesję i zaatakował jej małego pieska. Ania nie wahała się nawet przez chwilę. Chwyciła kawał deski i zaczęła okładać nim psa. Nie wiem, jakby się to dla niej skończyło, żeby przez okno nie zobaczył tego ojciec mojej żony. W każdym razie szczeniak został uratowany, a pies sąsiadów kilka dni później zdechł.