Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 11
Ponownie wcisnęła guzik z cyfrą trzy. Bardzo się obawiała wyników badań. Całą noc leżała i myślała, co zrobi jeśli będą one bardzo złe. Wiedziała jedno - nie pozwoli zabić swojego dziecka.
Po uprzednim zapukaniu do drzwi gabinetu, weszli do środka. Młody lekarz nie zwlekał z obwieszczeniem im wieści.
- Nie będę was trzymał w niepokoju – powiedział, otwierając kopertę. - Pani Judyto – zaczął, spoglądając na nią. - Nie mogę jednak powiedzieć nic dobrego. Jest pani chora na przewlekłą białaczkę limfatyczną.
- Co to oznacza panie doktorze? – spytała, ocierając pierwsze łzy pojawiające się na jej policzkach.
- Najprawdopodobniej odziedziczyła ją pani po kimś z rodziny. Muszę przyznać, że to jest rzadkość. Na tą chorobę zapadają głównie osoby starsze. Pani Judyto, stopień rozwoju w pani organizmie jest wysoki. Jest pani na przełomie blastycznym.
- Czyli? - weszła medykowi w słowo. Po jej policzkach spływały kolejne krople łez. Już ich nie ocierała. Cierpiała i czekała na dalsze słowa lekarza.
- Oznacza to, że choroba jest już w ostatnim stadium, który ma przebieg podobny do ostrej białaczki szpikowej, jednak jest znacznie bardziej agresywny, między innymi wzrasta we krwi ilość blastów i może się skończyć nawet pani śmiercią. Dlatego musimy reagować drastycznie, jeśli chcemy wygrać.
- Co ma pan na myśli?
- Przykro mi, ale jeśli chce pani przeżyć i wygrać z chorobą musi pani usunąć ciążę i poddać się chemioterapii. Zaraz pielęgniarka zabierze panią na zabieg punkcji lędźwiowej. Pobierzemy próbkę szpiku do zbadania, a potem zabierzemy się za…
- Nie! - krzyknęła. Nie wytrzymała. Nerwy puściły i cała gorycz wylała się z niej, jak ze zbitego dzbanka. - Słyszycie?! Nie pozwolę zabić swojego dziecka!
- Pani Judytko, ja rozumiem pani żal. Ale naprawdę, to jest jedyne wyjście. Czy pani rozumie? Pani nie przeżyje tego! To jest ostatni dzwonek dla tej choroby.
- Ale moje dziecko tak! - to mówiąc wybiegła, a Kajtek za nią. Nie zważała na mijanych ludzi, którzy usiłowali ją zatrzymać. Liczyło się tylko, by być jak najdalej od tego strasznego miejsca. Chciała być sama. Musiała to sobie poukładać w głowie. Już wiedziała. Zostało jej niewiele życia. Wybrała i w głębi serca wiedziała, że dokonała właściwego wyboru. Chciała coś po sobie zostawić. Nie wiedziała przecież czy wygra, a jeśli tak to, czy jeszcze zajdzie w ciążę. Nie pozwoli zabić tej małej istotki, którą nosi pod sercem.
Nagle poczuła dotyk na ramieniu. Wiedziała, że to Kajtek. Tylko on mógł znaleźć ją. Tylko on znał ją na tyle by wiedzieć, dokąd mogła pójść. Zawsze chowała się w swoim ulubionym parku, wśród alej jaśminu. Tu czuła się bezpieczna. Błogi zapach zawsze ją uspakajał. I choć jeszcze nie był to czas na kwitnięcie tego kwiatu, ona nadal była tu niezagrożona.