Akwarium
Kupiłem w sklepie welonkę. Przeniosłem ostrożnie w natlenionym woreczku do mojego akwarium. Pływała majestatycznie błyszcząc złotą łuską. Płetwy falowały delikatnie niby firanki poruszane podwodnym wiatrem. Z zaciekawieniem oglądała swój nowy dom. Zwiedzała każdy zakątek szklanego świata. Dbałem o nią. Karmiłem, zmieniałem wodę, mówiłem do niej znajdując cierpliwego słuchacza. Po miesiącu mi opowiedziała. - Witaj opiekunie. Z wrażenia omal nie opuściłem pudełka z ochotkami. - No co tak rozdziawiłeś gębę. Gadającej złotej rybki nie widziałeś czy co? Osunąłem się bezwładnie na fotel. - Słuchaj, mam dla ciebie propozycję. Spełnisz moje trzy życzenia ... - Zaraz. W bajce było na odwrót. Wyraziłem swój sprzeciw. - Nie przerywaj człowieku. Spełnisz moje trzy życzenia, w zamian przeniosę cię w świat twoich trzech największych marzeń. - Coś mi tu nie gra. Tamta rybka spełniała życzenia. - Tamta była materialistką. Zresztą wiem, co byś sobie zażyczył. Nowy samochód, wygraną w lotka i wszystkie Miss Polonia wokół siebie. Spojrzałem na nią z zainteresowaniem. Skąd ta cholernica zna moje myśli. - Ja jestem rybka metafizyczna. Mogę, choć na chwilę urealnić twoje sny, to, za czym tęsknisz, czego naprawdę pragniesz. No jak, stoi? Wysunęła nad wodę swoją płetwę piersiową. - Stoi. Przypieczętowałem układ dotknięciem palca. - Zatem jakie jest twoje pierwsze życzenie? Spytałem obserwując złote dziwadło. - Wyrzucisz mi z akwarium ten tandetny zameczek. W zamian chcę kamienną grotę. Potrzebuję czasami odosobnienia. - Zrobi się! Krzyknąłem wkładając buty. Zadanie okazało się jednak trudniejsze do wykonania niż myślałem. Zameczków było co niemiara lecz groty ani jednej. Dopiero w czwartym sklepie znalazłem to, czego szukałem. "Powinna jej się spodobać" - myślałem wkładając zakup do reklamówki. Po trzech godzinach tryumfalnie rozpakowywałem swój nabytek przed ścianą akwarium. - Dużo czasu ci to zajęło. Dogryzała złocista. - Nie marudź, tylko powiedz, gdzie ją zainstalować. - W tylnym rogu i zakryj wlot roślinami. Dyrygowała mała szelma. Po kilkunastu minutach skończyłem modernizację. Skóra na dłoniach pozmarszczała się od wody. Przekrzywiłem głowę i podziwiałem swoje dzieło. - Dobra. Teraz twoja kolej. Zacząłem domagać się rewanżu. - Spoko, spoko. A odbiór techniczny gdzie? Utemperowała mnie płetwiasta. Oglądała moje dzieło ze wszystkich stron - z jednego boku, z drugiego, z góry. Potem znikła w środku. Minuty mijały a mojej rybki nie było. - Hej! Zasnęłaś czy co! Zacząłem tracić cierpliwość. Wychyliła głowę zza kurtyny roślinności. - Co nagle, to po diable. To przecież będzie mój dom. Nie pamiętasz ile usterek znalazłeś w mieszkaniu nim się wprowadziłeś? Diablica miała rację. Przypomniałem sobie boje z administracją. - Masz szczęście. Nie wnoszę zastrzeżeń. Odetchnąłem z ulgą. - Dobra, siadaj w fotelu. Teraz mój ruch. Posłusznie wpadłem w objęcia mebla. - Zamknij oczy i policz do pięciu. Poczułem się sennie. - Raz ... dwa ... trzy ... cztery ... pięć ... Mroźny wiatr uderzył w moje policzki. Otworzyłem oczy. Śnieg wielkimi płatami wolno wirował w powietrzu. Przykrył białą pierzyną dach niepozornej chaty, stojącej na skraju ogródka. Moje kilkuletnie ciało pokrywały pokłady wełnianej odzieży domowej roboty. Nurkowałem w śniegu. Czasami tylko wielki czerwony pompon czapki wskazywał gdzie jestem. Ciszę zalegającą podwórko przerywał co chwilę mój radosny, beztroski śmiech. - Andrzej. Wracaj do domu, starczy już tych wygłupów. Głowa mamy ukazała się w drzwiach sieni. - Zaraz. Skończę tylko orła! Energicznie machałem kończynami. Następnie podniosłem się ostrożnie, podziwiając swoje dzieło. - Patrz mamo, jaki orzeł! - Orzeł? Raczej orzełek. Powiedziała ze śmiechem, tuląc mnie w swych ramionach. - No chodź już, bo przemarzniesz. Posłusznie podążyłem do sieni, wytrzepując z ubrania kilogramy białego puchu. Sień. Królestwo babci. Kamienne garnce