Aiden Księga pierwsza: Rebelia – rozdział 1
Po jednej stronie mieszkali więc Wiśniewscy i nieuchwytne, długowłose, rozbrykane Wiśniewskie, po drugiej zaś Langerowie. Ci mieli sześcioro dzieci, chłopców i dziewczęta, ale widywałem je rzadko. Podobnie jak Wiśniewscy, Langerów widziałem tylko wsiadających do karet albo z oddali na polach.
Pewnego dnia, jakoś na początku lata, spacerowałem w ogrodzie wzdłuż kruszącego się, ceglanego muru, ciągnąc po nim patyk. Czasami przestawałem, kucałem i przyglądałem się kwitnącym kwiatom – makom, lakom, celozjom, a także uwielbianymi przeze mnie liliami – aż natrafiłem na furtkę, łączącą nasze podwórze z dziedzińcem Langerów. Grube drzwi były zamknięte na olbrzymią, zardzewiałą kłódkę, która wyglądała jakby nie otwierano jej od lat. Gapiłem się na nią przez chwilę, ważyłem w dłoni, kiedy nagle usłyszałem natarczywy, dziewczęcy szept.
– Ej, ty tam. Czy to prawda, co mówią o twoim ojcu?
Głos dobiegał zza furty, chociaż umiejscowiłem go dopiero po chwili, przez którą stałem stałem wstrząśnięty i niemal zmartwiały ze strachu. Zaraz potem omal nie wyskoczyłem ze skóry, ujrzawszy w dziurze nieruchome, wpatrzone we mnie oko. Pytanie zostało powtórzone.
– Mówże, zaraz zaczną mnie wołać. Czy to prawda, co mówią o twoim ojcu?
Uspokoiłem się i pochyliłem, aż mój wzrok zrównał się z otworem w furcie.
– Kto tam? – spytałem.
– To ja, Gabi, mieszkam obok.
Wiedziałem, że Gabi, najmłodsze dziecko Langerów, jest mniej więcej w moim wieku.
Słyszałem, jak ją wołają.
– Kim jesteś? – spytała. – To znaczy, jak masz na imię?
– Aiden – odparłem, zastanawiając się, czy Gabi jest moim nowym przyjacielem.
Przynajmniej jej oko wyglądało przyjaźnie.
– Dziwne imię.
– To dalmajskie imię. Oznacza ,, wschodzące słońce”.
– Cóż, to był pasowało.
– Co to znaczy, że ,,by pasowało”?
– Och, sama nie wiem. Po prostu pasuje. Jesteś tylko ty, prawda?
– Jestem jedynakiem – odparłem. – Mieszkam sam razem z matką.
– Niewielka rodzina.
Skinąłem głową.
– Posłuchaj – rzekła znów nagląco – to prawda czy nie? Czy twój ojciec był taki, jak o nim mówią? Tylko nie próbuj mi tu kłamać, widzę twoje oczy. Od razu poznam, jak skłamiesz.
– Nie lubię kłamać. Nie wiem nawet, kim są ,,oni’’, ani jaki on według ,, nich’’ był.
Ogarnęło mnie dziwne i niezbyt przyjemne uczucie: że gdzieś tam istnieje wyobrażenie o tym, co ,,normalne’’ i że my, Edgardenowie, do niego nie pasujemy.
Być może właścicielka oka usłyszała coś w moim głosie, bo pośpiesznie dodała:
– Przepraszam… wybaczy, jeśli powiedziałam coś niegrzecznego. Byłam po prostu ciekawa, to wszystko. Widzisz, krąży plotka, niezmiernie ekscytująca, jeśli prawdziwa…
– Jaka plotka?
– Pomyślisz, że to głupstwo.