A w Karkonoszach - serce
- Niewiele wiem o Bogu, ale Istota, która była Mocą Stwórczą tego świata musi przecież istnieć.
- Też tak myślę – odpowiedział i ruszył przodem.
W Chatce Górzystów zjedli po wielkim naleśniku i wypili piwo.
- Ja schodzę do Szklarskie, a ty? – zapytał, gdy wyszli już na Polanę Izerską .
- Trochę daleko. Trzeba najpierw zejść do schroniska Orle, ja wracam do Świeradowa. Mam tam samochód i miejsce w pensjonacie.
- Właściwie mogę wrócić z tobą, nigdzie się nie śpieszę.
Wracali więc, patrząc już na mapkę prosto do Świeradowa. Schodzili w dół zielonymi zboczami, patrząc co raz za siebie i podziwiając skłaniające się już ku zachodowi słońce.
W pensjonacie, w którym się zatrzymała tej soboty nie było tłoku. Marek bez trudu załatwił sobie nocleg.
- Mam koniaczek – powiedział, patrząc filuternie. Dasz się skusić?
- Czemu nie, chociaż… nie jest to mój ulubiony trunek. – ale, napije się, chętnie.
- Więc zapraszam.
- Nie, to może ja zapraszam.
- Ale to ja stawiam, bo mnie z lasu wyprowadziłaś!
- Okey, przyjdę jak się ogarnę.
Ogarnęła się w miarę szybko, zmieniła bluzkę i bieliznę, wziąwszy prysznic, wysuszyła włosy i zapukała do ósemki, w której rozgościł się Marek.
Ze zdziwieniem zobaczyła na stole dwa kieliszki, sok i paczkę krakersów.
- Skąd to wziąłeś?
- Kieliszki dała mi właścicielka, a po sok i krakersy skoczyłem do miasta.
- Błyskawica jesteś!
_ Dla takiego gościa!...
Nie odpowiedziała. Wypili po kieliszku . Koniak rozlał się ciepłem po jej wnętrzu, zmęczenie minęło, stała się rozmowna i zalotna i właściwie bardzo zadowolona, ze go spotkała w tej leśnej głuszy.
- Często tak sama chodzisz w góry?
- Dwa razy w miesiącu. To moja odskocznia od wielkiego miasta.
Ja mieszkam całkiem blisko, w małym miasteczku, ale rzadko tu bywam. Mam obowiązki.
- Kto ich nie ma?
-Ja mam poważne. Opiekuję się matką i małym synkiem.
Nie odpowiedziała nic, ani nie zapytała o nic. Nie chciała wiedzieć. Za nic nie chciała. Usiadła za to bliżej. Kolejny kieliszek koniaku robił swoje. Zrozumiał ten gest natychmiast.
- Ty „Leśny Duszku” – powiedział głaszcząc jej czuprynę- kochać się chcesz?
- Chcę! – przyznała szczerze. Chcę!
I nawet nie wiedziała jak znalazła się w jego objęciach, jak spadł na nią grad pocałunków, jak sama poddała się chwili.
- Za oknami zapadła górska noc. Leżeli obok siebie zmęczeni i nasyceni, nie mówili nic. Przerwał nagle tę ciszę.
- Daj mi swój numer telefonu. Raniutko muszę wracać – powiedział, podając jej swój notes.
Zapisała leniwą, zmęczoną dłonią i zapadła w sen.
Rano wróciła do miasta i do pracy i od razu wpadła w wir obowiązków. Miała zlecenia na wiele reklam, wiec nie odchodziła od komputera. Jej rzeczowy profesjonalizm nie pozwalał jej myśleć o sprawach osobistych. Wieczorem, gdy wróciła do domu i rozpakowała rzucony w przedpokoju plecak przypomniała sobie wczorajszą noc i była zaniepokojona, że nie zadzwonił jeszcze. Jednak nie czekała długo. Kiedy podgrzewała sobie kolację, odezwała się komórka.
- Hej „Leśny Duszku”, co u ciebie?
- Żyję. Dopiero z pracy wróciłam. Jak zwykle mam młyn, ale myślę o tobie.
Tak? Cieszy mnie to. Ja też o Tobie myślę. Cały dzień.
Uśmiechnęła się. Było jej miło, ze ktoś tam gdzieś wśród swoich zwyczajnych spraw myśli o niej. Za dwa tygodnie chcę iść na Szrenicę. Jeszcze nie wiem, czy nie wjadę wyciągiem i nie będę tylko schodzić.