A co by było, gdyby... 5-9
Jarek zaproponował podpisanie umowy za dwa tygodnie. Chciał zacząć jak najszybciej, a Monika musiała jak najszybciej się wdrożyć w nowe obowiązki. Powiedział wszystko ze szczegółami i Monika miała się spodziewać szkolenia w Łodzi lada chwila. Sama jednak musiała zapoznać się z niełatwym słownictwem. Bez pomocy Józka będzie jej ciężko. Józek był po studiach germanistycznych. Miał słownictwo i gramatykę w jednym paluszku. Monika może nie miała problemuze słówkami, ale z gramatyką niemiecką i owszem. Zawsze mówiła na czuja, nie przejmowała siękolejnością wyrazów. Ale w tłumaczeniach pisemnych gramatyka musi być zachowana. Miała jednak nadzieję, że da radę. Musi. Nic innego jej nie pozostało. Była wdzięczna Jarkowi, że zaproponował jej pracę. I to taką, w której może się rozwijać bez studiów i nie wiadomo jakich cudacznych umiejętności oraz bez żadnego doświadczenia.
Monika nie posiadała się z radości.Powoli, powoli otrząsała się dzięki temu po śmierci rodziny. Historia, którą ponownie zaczęła pisać też dodawała jej chęci do życia. Chcąc nie chcąc musiała wpadać na wariackie pomysły, żeby jej bohaterka nie przeżywała nudnego romansu owianego tragizmem. A pomysły, które przychodziły jej do głowy sprawiały, że częściej się śmiała niż płakała.Co raz częściej zastanawiała się nad wydaniem książki. Z lekkim podekscytowaniem przeszukiwała strony internetowe z ofertami wydawnictw. Musiała jednak odłożyć ten plan na przyszłość. Na wydanie książki potrzebowała pieniędzy, a tych na razie nie miała. Może za dwa lata się uzbiera, żeby wystarczyło na wydrukowanie stu egzemplarzy na początek. Najpierw skończy swoje dzieło i prześle znajomym do poczytania. Niech powiedzą, czy na coś zdaje jej się ta pisanina.
9
-Józek, czemu ciebie nie ma?- zapytała siebie na głos Monika. Potrzebowała jego pomocy. Musiała się upewnić. Zapytać, czy napisała dobrze, czy użyła odpowiedniego wyrazu, bo było ich aż tyle na jedno słowo polskie, otrzymać jego zatwierdzenie tłumaczenia na znak, że dobrze je zrobiła. Siedziała przed komputerem i cierpliwie przeglądała niemieckie strony, szukając wskazówek i tłumacząc nieznane wyrażenia w translatorze. „Początki zawsze są trudne” pocieszała się. Ale z głębokim żalem myślała o tym, że z Józkiem byłyby łatwiejsze. Czułaby się pewniej.
Pracując nad pierwszym tłumaczeniem wielokrotnie chciało jej się płakać. Niemalże stwierdziła, że w ogóle nie potrafi tego języka, który pokochała w dzieciństwie. Że to, co umie, to zaledwie kropla w oceanie. Miała jednak silny charakter i nie poddała się tak łatwo. Odłożyła tłumaczenie na inny dzień, by świeższym okiem spojrzeć na dalszą pracę i ją kontynuować. Tak było na początku. Z kolejnymi było już łatwiej. Opracowała sobie pewien system i szła nim konsekwentnie, aż było jej w końcu łatwo opanować co raz to nowsze zadania.
W dniu rozprawy z dumą pokazała sędziemu umowę o pracę. Z jeszcze większą wysłuchała zeznania cioci Felicji, która powiedziała, że Robert był kilka tygodni z Moniką i ta opiekowała się nim bez zarzutu. Wszyscy zeznawali na jej korzyść i na koniec rozprawy nie posiadała się z radości, gdy sędzia przyznał jej prawa rodzicielskie nad bratem. Popłakała się z radości i nie była w stanie nawet wydusić „Dziękuję”.Była wszystkim ogromnie wdzięczna. Czuła się tą wdzięcznością tak przepełniona, że nie wiedziała jak ją wyrazić.Słowa nie były w stanie tego zrobić.
Zaprosiła wszystkich spontanicznie na obiad do domu, mimo że nie miała aż tyle w lodówce i nie miała pojęcia czym ich nakarmić. Zjechało się ponad dwudziestu ludzi, a na tyle osób szybko przygotować obiad jest niemożliwe. Na szczęście Robert wykazał się prostą pomysłowością i zaproponował pizzę. Wystarczyło kupić mrożona w sklepie i odgrzać w piekarniku. Na to jednak Monika się nie zgodziła. Skorzystała z pomysłu brata, ale wolała zrobić pizzę sama, niż odgrzewać jakieś badziewie ze sklepu. Zrobiła z ciotkami szybkie zakupy, szybko razem ukleciły ciasto, wyłożyły ulubionym składnikami i po nie całych dwóch godzinach wszyscy zadowoleni zasiedli „do stołu”.