A co by było, gdyby... 5-9
5
-Tak, słucham…
-Dzień dobry, moje nazwisko Katarzyna… , jestem z firmy … . Wysłała do nas pani swoje CV.
-Tak, tak. Zgadza się.
-Moje pierwsze pytanie brzmi: czy ma pani dojazd w soboty i niedziele?
-Niestety nie. Mam kiepskie połączenie. W sobotę rano jeden autobus, a potem ostatni powrotny już o 14:20. A w niedziele nie ma ani jednego. Pociąg też niestety nie jeździ…
-No to szkoda. To jest praca na zmiany i akurat potrzebujemy w weekendy.
-No, niestety. Mogę jedynie w tygodniu.
-Hm… no nic. W razie czego jeszcze się do pani odezwę. Do usłyszenia.
-Do usłyszenia… Kuchnia! Wszystko przez ten pieprzony dojazd! A mogło być tak pięknie…
6
Rozprawę wyznaczono na 8 listopada. Monika napisała we wniosku, że to ona chce jednak się opiekować Robertem. Ze Stefanem próbowała rozmawiać na ten temat i próbowała mu podsunąć, żeby to on powalczył o prawa, ale ten tylko burknął zły i więcej się nie odezwał. Monika więcej nie próbowała. Wiedziała, że to bez sensu. Stefan nie lubił podejmować tak ciężkich wyzwań. Monika też nie, ale nie miała innego wyjścia. Musiała wkroczyć w świat dorosłych szybciej, niż sama tego chciała. Zawsze bała się urzędów, instytucji, prawników, itp. Ale musiała stawić im czoła. Dobrze, że miała znajomych, którzy jej pomagali. Dzięki nim nie było to takie straszne. Musi jednak znaleźć pracę do listopada. Jeśli nie, to znowu klapa.Monika co drugi dzień przesiadywała w Internecie i przeszukiwała ogłoszenia. Minął miesiąc i nadal nikt się nie odezwał, oprócz tej babki z Karolinki. Co robić? Z sesjami zdjęciowymi słabo jej wychodzi, rękodzieło umiała za słabo, żeby podejmować się jakichkolwiek zleceń, z grafiką słabo, bo nie miała programów w komputerze i tym samym na czym się doszkalać- krótko mówiąc: Słabo, bo nie miała żadnego doświadczenia, a pracodawcom się przyuczać nowych nie chce. Jedyna nadzieja w tym, że uda jej się zrobić szybko prawo jazdy, przez co nie będzie już miała problemu z dojazdem. Ale topikuś w porównaniu z resztą. Dobrze jeszcze, że pieniędzy po rodzicach na razie wiele nie ubyło.
Monika była już lekko podłamana. Kurs na prawko zaczęła w tym tygodniu. Na razie wykłady. Od przyszłego tygodnia już jazdy. A ona nadal boi się usiąść za kierownicą. Boi się, że nie przeżyje pierwszych jazd, tylko rozwali się gdzieś w lesie razem z instruktorem, zostawiając jego żonę samą, z ‘prześliczną córeczką w domu’, jak ją określił, przedstawiając się na pierwszym spotkaniu. Monika śmiertelnie boi się prędkości, wyprzedzania i poboczy razem z rowami.
No i nadal nie ma pracy. I jest tyle jeszcze rzeczy do ogarnięcia w domu. Do tej pory wszystko robiła mama, a gdy ona z siostrami miały wolne od szkoły, to też coś tam posprzątały. A teraz? Całą chatę musi ogarnąć sama! Stefana nie ma całymi dniami żeby coś pomógł. Jedynie w niedziele, a wtedy to każdy chce odpocząć. Poza tym on szmaty do ręki nie weźmie, żeby posprzątać. Monika przekonała się o tym, kiedy dwa lata temu był jeszcze pod granicą niemiecką i pilnował posiadłości znajomego. Gdy przyjechała do niego na tydzień wakacji, pierwsze co zrobiła po przyjeździe, to posprzątała całą łazienkę, a przede wszystkim klozet i prysznic. Do tej pory wzdryga się na samo wspomnienie tego syfu. Fuj, ohyda, masakra! Bo to nie było jego, więc on nie sprzątał. Ludzie, co za człowiek!
Roberta też ciężko zagonić do roboty, chociaż ten to już zrobi więcej, jeśli się go poprosi. Raz na pół roku posprząta swój pokój...
Monice było bardzo ciężko. Nie miała się nawet komu wyżalić. Bo kto by ją zrozumiał? Każdy by zaraz zaczął mówić, żeby się przeniosła do miasta. A ona nie potrzebowała żadnych porad. Ona miała ochotę tylko pomarudzić. A kto jej na to pozwoli? Bez żadnego ględzenia o cudownych rozwiązaniach? Mamy nie ma, to nie ma komu. Został jej już tylko długopis i papier. Znowu napisała wiersz- pełen negatywnych emocji, żalu i bezradności.