A co by było, gdyby... 3
3
Monika otworzyła oczy zaspana. Niechętnie wywlekła się z łóżka i poszła do łazienki na poranną toaletę. Co dzisiaj musi zrobić? Poszukać pracy, zrobić obiad, pomóc Robertowi w nauce. Westchnęła ciężko. Na samą myśl odechciewało jej się wszystkiego. Najpierw sobie zrobi kawy, żeby czasem od nadmiaru obowiązków nie rozbolała jej głowa. Poszła do kuchni, nastawiła wodę w czajniku i usiadła przy stole. Oparła głowę na rękach i jęknęła z bólem:
- O, Bożenko, jak mi się nie chce!
Woda w czajniku gotowała się niemiłosiernie długo. W końcu nie wytrzymała i wróciła się do swojego pokoju po laptopa, zanim rozleniwienie nie opanowało całkowicie jej mózgu. Gdy wróciła, woda akurat się zagotowała. Zaparzyła sobie kawę i włączyła komputer. Trochę z pesymistycznym nastawieniem zaczęła przeglądać strony z ogłoszeniami. Najpierw oglądała propozycje pracy w swoim zawodzie fotografa. W jej rejonie były zaledwie trzy- i wszędzie wymagali doświadczenia, i znajomości sroka wie czego. Wysłała do tych firm swoje cv, ale nie liczyła na wiele. Potem obejrzała kilka ogłoszeń ze stażami, ale była tylko praca za biurkiem, a o takiej Monika nigdy nie marzyła. Wolała się w pracy ruszać, a nie siedzieć non stop w jednym miejscu. Pomyślała o sklepach odzieżowych. Lubiła przebierać w ciuchach, wymyślać różne stylizacje., projektować. Ale nie myślała, żeby pójść na studia w tym kierunku. Na pewno nie zdałaby egzaminu wstępnego na ASP, a to przecież warunek, by się tam dostać. Wolała robić wszystko po swojemu. Może kiedyś się zdecyduje, żeby chociaż spróbować, ale teraz na pewno sobie na to nie pozwoli. Musi walczyć o prawa do opieki nad Robertem. I musi zdobyć pracę. Znalazła kilka fajnych ogłoszeń z przystępnymi godzinami pracy i w dobrej lokalizacji. Wysłała tam swoje CV i poczeka na odzew. Z tych firm powinni się prędzej odezwać, jak z fotograficznych.
Monika rzuciła okiem jeszcze na inne ogłoszenia, ale te były już tylko ze sklepów spożywczych, a tymi nie była zainteresowana. Przyrzekła sobie, że nigdy nie będzie pracować w spożywczaku.
Po godzinie Monika zamknęła laptopa zadowolona ze swoich dokonań i pełna nadziei, że już niedługo ktoś się odezwie. Spojrzała na zegarek. Po jedenastej. Poczuła ciche wiercenie w żołądku. Przez te poszukiwania zapomniała zjeść śniadanie. Wstała więc od stołu i podeszła do lodówki. Gdy ją otworzyła, była niemiłe zaskoczona. Same pustki. Zmarszczyła brwi niezbyt zachwycona. Będzie musiała iść na jakieś zakupy. Tymczasem wyjęła resztki masła, końcówkę dżemu brzoskwiniowego, którego nie lubiła ale zjeść musiała, bo niczego innego nie było.
„ Czy coś jeszcze oprócz obiadu i zakupów muszę dzisiaj zrobić?” zastanowiła się znudzona. „Muszę koniecznie znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie, bo inaczej zwariuję sama w tym pustym domu. Może zacznę jakąś robótkę…”
Monika lubiła robić na drutach i szydełku. No i oczywiście haftować i szyć, czyli wszystko co związane z ubraniami i modą. Tym zawsze zabijała swój wolny czas. Albo czytała książki. Głównie romanse pochodzące z dziewiętnastego wieku, albo początku dwudziestego, ale też kryminały, fantazy, science – fiction i wszystkie inne, byleby wciągające.
Dzisiaj jednak miała ochotę na to pierwsze. Pomyślała, że mogłaby sobie zrobić kardigan długi do kolan. Przed weekendowym wypadem do Niemiec narysowała kilka wizji stylizacji z jasnym kardiganem i zamarzyła sobie, że musi taki sobie sprawić. Monika miała to szczęście, że wszystkie ciuchy prezentowały się na niej idealnie, więc mogła nosić wszystko. Musiała jedynie uważać na kolory, bo nie wszystkie pasowały do jej urody Pani Zimy.
Z tym więc pomysłem poszła na strych poszukać włóczki odpowiedniego koloru. Wełny miała pełno, w dzieciństwie razem z rodzeństwem pruła stare swetry i robili z nitek wełny ogromne piłki. Potem się nimi rzucali i zwijali na nowo rozwinięte włóczki. Monika lubiła te wspomnienia. Nie było mowy o nudzie z sześciorgiem rodzeństwa. Mimo różnicy wieku między najstarszym a najmłodszym (piętnaście lat), wszyscy się razem ze sobą bawili. Potem, gdy dorośli, nie było już zabaw, za to rozmowy o byle czym do późnych nocy. Brakowało jej tego. Dobrze, że zostały chociaż wspomnienia.
Monika westchnęła smutno. Postanowiła skupić się na wełnie. Musiała znaleźć pełno włóczek tego samego rodzaju i koloru. Bo kolorów było pełno, ale każdy inny. Nie chciała robić pstrokatego kardiganu, wolała jeden kolor, żeby łatwiej go było dopasować do innych ubrań. Niestety, było go za mało. Pomyślała więc o dwóch kolorach ewentualnie, ale znowu ten, co było go w miarę, żeby starczyło, nie pasował do pierwszego.
„Że mam niby jeszcze kupić wełnę?” zapytała siebie niezadowolona w myślach. „Gdzie ja znajdę taki sam kolor?”
Monika wzięła to, co było i zabrała do salonu, gdzie miała zamiar się rozłożyć z robotą. Kiedyś by poszła do swojego pokoju, żeby uniknąć zbędnych komentarzy starszych braci, ale teraz mogła spokojnie pracować tam, gdzie chciała. Teraz nikt już jej nie będzie przeszkadzał, ani marudził nad muzyką, jaką będzie sobie umilała ten czas. Przynajmniej jeden plus z tego, że już ich nie ma…
Włączyła swoją ulubioną płytę, rozsiadła się wygodnie i zaczęła dziergać. Gdy doszła do tego momentu, w którym już nie musi liczyć słupków ani uważać jak jej idzie, bo robota idzie sama, zaczęła rozmyślać o tym, jak znowu widzi swoich bliskich. Jak wraca z długiej przechadzki do domu i wchodzi do kuchni, gdzie kręci się roztrzepana Julia i pyta jakby nigdy nic, gdzie schowała ziołową herbatę. Monika zszokowana tym, że ją widzi, gapi się na nią z szeroko otwartymi oczami i nie rusza się z miejsca. A Julia w końcu zajarza, że siostra nie widziała jej przez bardzo długi czas, więc rzuca jej się na szyję i przeprasza, jak to ona, swoim specyficznym tonem:
-Sorry, siostra, że tak cię witam, ale tak się przejęłam tym, że nie potrafię znaleźć mojej herbaty, że tak jakoś wyszło… No, chodź do mnie.
Przytula Monikę mocno, a ta nadal nie dowierzając, stoi sztywno i mechanicznie obejmuje starszą siostrę. Gdy jednak Julia chce zakończyć uścisk i nadal zająć się poszukiwaniami swojej herbaty, Monika nie wypuszcza jej z objęć, ale wręcz zaciska mocniej ręce i ze wzruszenia zaczyna płakać. A potem do kuchni wchodzi mama z tatą i reszta rodzeństwa, by się z nią przywitać, a ona ryczy jak bóbr i za Chiny nie potrafi się uspokoić. A gdy już wszyscy ją wyściskają i ona nadal stoi wśród nich zapłakana, i czerwona jak burak, wchodzą do kuchni Stefan z Robertem, którym na widok rodziny również odbiera mowę. Ona uśmiecha się do nich przez łzy, potwierdzając to, co widzą i oni również zaczynają płakać ze wzruszenia, wyściskując każdego po kolei. Szczęścia i radości nie ma końca. Monika zaprasza wszystkich znajomych na imprezę jeszcze tego samego wieczoru. Nikt nie może powstrzymać łez. Jest tak pięknie…
Monika odłożyła robótkę na bok i schowała twarz w dłonie. Musiała się wypłakać. Kiedy to nadejdzie…