80 godzin - część 1
unikając trafienia. Napastnik stracił równowagę i wtedy mężczyzna pchnął go na schody. Zainfekowany zdołał jednak utrzymać się na nogach i przez chwilę szarpali się, jeden próbując powalić drugiego, aż w końcu Aris zwyciężył. Ciało starca poleciało w tył, i wpadło prosto pod nogi kolejnych zarażonych, którzy już wbiegali po schodach. Ci najbardziej z przodu nie zdołali ustać, poprzewracali się, dając mężczyźnie chwilę na ucieczkę.
Wpadł do mieszkania, z którego wybiegł stary człowiek, zatrzasnął za sobą drzwi i zamknął je na oba zamki. Następnie zapalił światło. Wszystkie meble zostały tu zniszczone, potrzaskane i porąbane siekierą, która leżała wbita w podłogę. Miała złamany trzonek, więc nie nadawała się nawet jako broń. Zresztą Aris nie byłby w stanie jej używać. Był zwyczajnym, przestraszonym człowiekiem, a nie jakimś komandosem, czy bohaterem gry komputerowej. Rozejrzał się dookoła, spodziewając się zaraz ujrzeć nowe zagrożenie. Na szczęśćie nie wyglądało na to, że jest tu ktoś jeszcze. Odetchnął z niekłamaną ulgą. Z przerażenia uginały się pod nim nogi, a obraz przed oczami drgał i falował, jakby był pijany. Miał bardzo mało czasu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Przez cienkie, stare drzwi już słyszał odgłos butów na krytarzu, oraz wszaski wściekłości, gdy napastnicy natrafili na tą przeszkodę. Momentalnie zaczęli walić w nią pięściami, aż drzwi drżały w framudze. Mogły wytrzymać nawet parę minut, o ile nie znajdą czegoś, czym mogliby je wyważyć.
Aris przebiegł przez dwa zdewastowane pokoje, aż na drugi koniec mieszkania. Zapalił światło i jęknął opanowując mdłości. Na środku pomieszczenia, dawniej służącego prawdopodbnie za sypialnie, obok resztek potrzaskanego łóżka, leżał pies, a właściwie tylko szczątki zwierzęcia. Jego głowę uderzano tyle razy, że zamieniła się w ciemnoczerwoną, bezkształtną maź, pełną futra i odłamków kości. W jego tułów, pomiędzy żebra, wbite były noże, oraz fragmęty desek. Odór krwi i odchodów zaciskał się gorącymi palcami na żołądku, wykręcał go. Aris chciał zawrócić, ale wiedział, że nie może. Zamknął za sobą drzwi, przewrócił na nie szafę z ubraniami, wzmacniając w ten sposób barykadę.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nie ma dokąd uciekać.
Odgłosy na korytarzu przybrały na sile. Drzwi do mieszkania szturmowało teraz przynajmniej kilka osób naraz, ale ich pięści nie były dostatecznie silne, by zdołały je szybko wyważyć. Nie ważne jak wściekle atakowali, nie zważając na ból, przez chwilę Aris był bezpieczny.
Nagle coś trzasnęło w okno. Zaskoczony, zwrócił się w tamtym kierunku i zobaczył kolejnego napastnika, który stojąc na wąskim gzymsie, tłukł o szybę uzbrojoną w kamień dłonią, wrzeszcząc przy tym opentańczo. Z ulicy nadbiegło kolejne nawoływanie, a atak na drzwi jeszcze bardziej przybrał na sile. Aris z szeroko otwartymi z przerażenia oczyma, cofnął się w kąt, jak najdalej od zawalonych szafą drzwi i okna. Jak najdalej od cuchnącego trupa psa.
Dokładnie w chwili, gdy oparł się plecami o zimną ścianę, rozległ się trzask pękającej szyby. Ręka napastnika wpadła do środka, palce wyciągnęły jak najdalej w kierunku szyi Arisa, chcąc go złapać za szyję. Chory cofnął ją gwałtownie, gdy szkło rozcięło mu skórę i wydał z siebie pełen bólu ryk, który przerodził się w dziki skowyt. Spojrzał na długą, krwawiącą obficie ranę, ciągnącą się od nadgarstka, aż po łokieć. a jego wargi wydęły się w wyrazie nienawiści i gniewu. Zaczął napietać na popękaną szybę jeszcze mocniej i bardziej zaciekle, odbijając od niej kolejne fragmenty. W pewnej chwili stracił równowagę i runął całym ciężarem ciała na okno, przebijając je. Runął na podłogę, jęcząc płaczliwie, niczym ranione zwierze, a gdy podniósł głowę, Aris zobaczył, że całą twarz ma pociętą. Z kilkunastu głębokich cięć na policzkach i czole sterczały ostre, szklane zęby. Chory upuścił kamień, który do tej pory służył mu jako broń i zaczął rozdrapywać rany, próbując wydobyć kłujące kawałki szyby, wrzeszcząc przy tym openta