13-21
- Annie, uspokój się. Wszyscy tutaj musimy szanować naszego władcę.
- Jak mam szanować kogoś, kto nie szanuje mnie? Widziałeś, jak on na mnie patrzy?
- Wydaje ci się. Proszę cię, nie narażaj mu się. – powiedział Ian wyraźnie zirytowany zachowaniem swojej dziewczyny.
- No dobrze. Powiedzcie mi wszystko, co trzeba i już sobie idę.
Ian zrobił to, o co poprosiła. Zapoznał ją ze wszystkimi osobami obecnymi w sali. Oprócz osób, które już znała było ich jeszcze dziesięć. Pięć dziewcząt i pięciu chłopaków. Wśród dziewczyn były same blondynki – Kate, Natalie, Caroline, Sandra i Demi. Wszystkie miały niebieskie oczy. Chłopaki różnili się od siebie trochę bardziej. Było dwóch blondynów i trzech brunetów. Ryan, Bill, Philip, Paul i Bruce siedzieli naprzeciwko dziewczyn. Ian, Chris, Josh, Sandy i Louise zajmowali miejsca po obu stronach tronu Johna.
Potem wszyscy próbowali wyjaśnić jej, o co chodzi. Nie zbyt dobrze im to wychodziło, bo Annie nie rozumiała absolutnie nic. Mówili coś, że jest jedną z nich i że ma różne nadprzyrodzone zdolności. Jedną z nich jest umiejętność hipnotyzowania ludzi i przywracanie życia. To wszystko było dla niej czymś nieprawdopodobnym.
Najbardziej zaskoczyło jednak ją to, co Ian powiedział później.
- Dzięki tobie został uratowany człowiek, a co najważniejsze schwytaliśmy zdrajczynię. Ty zdecydujesz, jak z nimi postąpić. A dokładnie z Miley, bo na Susanne zapadł już wyrok.
- To znaczy?
- Będzie musiała ponieść konsekwencje swoich czynów. Za zdradę swojego „stada” istnieje tylko jedyna możliwa kara, czyli śmierć.
- Że co? Nie, nie możecie tego zrobić. Chcecie ją zabić? – zapytała Annie. Była w szoku.
- Masz rację, nie możemy tego zrobić. – powiedział John. No proszę, czyżby pomyliła się co do niego? Może wcale nie jest taki zły? – Ty to zrobisz. – dodał. No nie, nie dość, że zboczony, to jeszcze chory na głowę.
- Słucham? Chyba sobie żartujecie. Mam ją zabić?
- My nie możemy. Musi to zrobić osoba, która pokonała zdrajcę. W tym przypadku jesteś to ty. Chętnie bym cię wyręczył, ale takie zasady.
- Pieprzę takie zasady. – powiedziała Annie bez zastanowienia.
- Lepiej uważaj na słowa. To może się dla ciebie źle skończyć. – zagroził John.
- Sorry, ale naprawdę sądzicie, że zabiję człowieka?
- Ona nie jest człowiekiem.
- Nieważne, kim jest. Jest żywą istotą. Nie można robić takich rzeczy. Mówicie o nich, że są po ciemnej stronie mocy, a co wy robicie? Tylko że wy jesteście gorsi. Oni przynajmniej nie są hipokrytami.
- Nie chcesz tego zrobić. Ale teraz jesteś jedną z nas i musisz mnie słuchać. To jest rozkaz.
- A co, jeśli go nie spełnię?
- Wtedy sama zginiesz.
- W takim razie proszę bardzo. Nie podniosę ręki na żywą istotę.
- Mogę z nią porozmawiać? – zapytał Ian.
Po długim namyśle John zgodził się. Ian i Annie wyszli na zewnątrz. Chłopak nie był zadowolony. Pocałował ją i powiedział: